Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

Lusia była młodsza od mamy o jakieś 15 lat, ale obie lubiły się jak dobre koleżanki,
chociaż Lusia nazywała mamę ciocią, a z nami zawsze lubiła żartować i rozmawiać jak z
równymi sobie. Nigdy nie denerwowała się ani nie podnosiła głosu, zawsze była bardzo
spokojna i uśmiechnięta, nawet kiedy nasze psikusy były bardzo niebezpieczne. Kiedyś ojciec
zapomniał schować butelkę ze spirytusem, zostawił ją na oknie w kuchni i stała tam spokojnie
parę dni. Maszyna do szycia na żelaznych nogach singerowskich też przed tym oknem stała, za
nią siedziała Lusia, a obok kręciłem się ja. Tak mnie się jakoś chciało zrobić jakiś kawał:
myślałem, myślałem i wymyśliłem.



  • Wiesz, Lusia, że mama to będzie święta.

  • A dlaczegoż to?

  • Bo mama pije wodę święconą z Lourdes. Chcesz, to ci też dam.
    I dałem jej butelkę ze spirytusem, butelka była bez nalepki. Lusia pociągnęła pełnym
    haustem, no i zaczęło się. Zrobiła się sina, nic powiedzieć nie mogła, łapała powietrze jak ryba
    bez wody wciągając je z głośnym jękiem, przestraszyłem się, szybko zawołałem mamę i ojca,
    ratowali ją dosyć długo stukając w plecy, dawali wodę do popijania i jakoś po paru minutach
    pomału Lusia doszła do siebie. Wtedy zaczęła się burza nad moją głową – szykowało się lanie,
    ale Lusia wzięła mnie w obronę.

  • Ciociu, przecież on nie chciał, toż to moja wina, że ja tak łapczywie piłam, a on
    przecież chciał żebym ja była święta.
    I tak długo tłumaczyła mamie i ojcu, że to jej wina, aż ja również uwierzyłem, że to
    chyba prawda. Ojciec machnął ręką i wyszedł, a mama tylko pogroziła i powiedziała – „Żeby
    mi więcej tego nie było”. I tak burza przeszła obok mnie.
    Lusia, przed wojną jeszcze, była panną na wydaniu. W jej domu często spotykała się
    młodzież.
    Dziewczęta organizowały różne zabawy z bardziej znanych był „głuchy telefon” lub
    „fanty”. Szczególnie śmieszna była gra w fanty, a zwłaszcza wykupywanie fantów. Fanty
    zbierano w różny sposób, najczęściej zadawano różne pytania lub zagadki, jeżeli ktoś nie umiał
    odpowiedzieć, musiał dać fant: jakąś swoją rzecz lub przedmiot, który potem musiał wykupić.
    Do wyceny fantów wybierano komisję: jeden z komisji trzymał w dużym worku fanty, drugi
    wsadzał rękę do worka i trzymając w worku jakiś fant pytał: „Co mam uczynić z tym fantem,
    który trzymam w ręku?” Sędzia – trzeci z komisji wyceniał: „Oddać właścicielowi jeżeli zatańczy
    kozaka”, bądź też ”Oddać właścicielowi, jeżeli zaśpiewa solo jakąś piosenkę, bądź też
    zadeklamuje wiersz”. Czasami zadania wymyślone przez sędziego były tak śmieszne, że
    wszyscy pękali ze śmiechu, a czasami były wcześniej ukartowane np. musiał pocałować
    dziewczynę, której on się podobał bądź odwrotnie.
    Takie zabawy trwały do późna w nocy, najczęściej w soboty, bo w niedzielę można
    było dłużej pospać. Czasami na spotkanie przychodził zaproszony muzykant i wtedy zabawa
    trwała do rana. Podczas spotkań tworzyły się sympatie, antypatie, zawiązywały się przyjaźnie
    i tworzyły się pary. Sympatią Lusi był Janek Czekień i rywalizujący z nim Antek Rodziewicz. Na
    ogół najpierw dogadywali się młodzi, a potem chłopak prosił rodziców o wysłanie swatów do
    rodziców panny. Wydaje się, że Antek pośpieszył się z wysłaniem swatów i został przyjęty.

Free download pdf