Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

Ustaliliśmy, że jak przejdziemy jedną trzecią drogi, to zrobimy odpoczynek. Parę kilometrów
za Kabiszkami był piękny majątek Warysowo i to miał być pierwszy nasz przystanek. Znałem
ten majątek z wycieczek, które organizował przed wojną nasz ksiądz prefekt Franciszek
Radziszewski. Należeliśmy wtedy do kościelnej organizacji Krucjaty Eucharystycznej. Jako
najmłodszy cieszyłem się wtedy szczególnymi względami zarówno u księdza, jak i u dziedziczki
majątku. Teraz jako kandydat do partyzantki zbliżałem się do majątku nie jako rozkoszne
swawolne dziecko, lecz jako przyszły żołnierz Armii Krajowej. Duma rozpierała mi pierś.
Doszliśmy do mostku na rzeczce Niemenczynce, za rzeczką przy drodze rozpościerał się duży
park majątku. Trudno było to nazwać rzeczką, bo szerokość w tym miejscu wynosiła nie więcej
niż 1,5 metra, a mostek jak zwykła droga z murkami na brzegach, nad rowem, w którym
spokojnie szemrał strumyk. Postanowiliśmy na tych murkach odpocząć. Ledwie usiedliśmy
wyciągając manierkę z herbatą, kiedy z daleka usłyszeliśmy jakiś kobiecy krzyk. Popiliśmy
herbaty, ale krzyk nie ucichał, wręcz przeciwnie wzmagał się, ale nie było widać nikogo. Krzyk
był coraz bliższy, ale osoby nie było widać, przesłaniał za zakrętem mały lasek, ale zaczęliśmy
odróżniać sylaby jakby „Zbyszek...szek... szek....szek, Zby...szek”. Zbyszek pobladł.



  • Zbyszek! To twoja matka?

  • Chyba tak – odparł Zbyszek.

  • Jak to się stało, że tak szybko dowiedziała się?

  • Bo...bo.. ja list położyłem do talerza w szafce, pewnie matka obiad wcześniej
    podała, a może Zenek (brat) coś się domyślił.
    W dali już się pokazały dwie postacie, jedna wysoka w rozpiętym palcie z włosem
    rozwianym, i druga niska, chłopięca. Zobaczyli nas... Teraz już wyraźny krzyk: „ Zbyszek czekaj,
    czekaj!”

  • Zbyszek – powiedziałem – ja idę, to twoja matka, nie moja, schrzaniłeś robotę, to
    wracaj, ja idę sam. Nagan mam, dawaj mapę!

  • Rysiek, nie możemy uciekać, bo przecież oni już nas widzą!

  • To ty zostań, jak zostaniesz, to twoja mama i braciszek będą zadowoleni, że synka
    złapali i mnie nie będą gonić.

  • Rysiek, nie zostawiaj mnie samego, przecież uciekniemy jeszcze raz, zobaczysz,
    zrobimy to lepiej, we dwóch zawsze będzie raźniej, może zdobędziemy jeszcze jakąś broń,
    proszę cię!
    Może on ma rację, pomyślałem sobie, a trochę i strach mnie obleciał – samemu iść
    na niewiadome? To prawda, że we dwóch raźniej. Matka Zbyszka dobiegła już do nas i z
    płaczem rzuciła się na Zbyszka.

  • Zbyszek, dlaczego uciekasz, dlaczego narażasz nas? Jakby policja litewska się
    dowiedziała, to nas wszystkich rozstrzelają. Czy ty to rozumiesz?
    Nie wiem, czy Zbyszek rozumiał, nie wiem też czy ja rozumiałem, że narażaliśmy całą
    rodzinę. Byliśmy przekonani, że najwyższym celem jest walka z okupantami, a prawdę mówiąc
    nie zastanawialiśmy się nad ewentualnymi konsekwencjami, których cztery lata później i tak
    nie uniknąłem. Dostało się również mnie, że niby to ja Zbyszka namówiłem do ucieczki, chociaż
    to on był starszy ode mnie. Ale ja nic sobie z tego nie robiłem, a nawet niegrzecznie jej

Free download pdf