Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

odburkiwałem, co zresztą później skrupiło się na mnie, bo ona naskarżyła ojcu, że to wszystko
przeze mnie i że w ogóle jestem źle wychowany, że powinien ojciec trzymać mnie krótko i w
ogóle, w ogóle... Powrót był bardzo markotny – Zbyszek milczał, ja też, a matka jego całą drogę
„jazgotała i jazgotała” ze łzami w oczach, a my z głowami opuszczonymi jak jeńcy złapani przez
nieprzyjaciela noga za nogą ciągnęliśmy do domu. Smutny to był powrót niedoszłych wojaków.
Bardzo długo wracaliśmy. Trochę targał mnie niepokój, jak zareagują rodzice na naszą próbę
ucieczki? Matki nie bałem się, po prostu powiem: „Spełniałem swój obowiązek, tak jak mój
Pradziad w powstaniu styczniowym”. Wiedziałem, że matka się rozczuli, na pewno pocałuje i
pewnie będzie mnie tłumaczyć, ale ojciec to nie wiadomo... Najlepiej by było, żeby ta jędza –
matka Zbyszka nie zachodziła do nas z tym lamentem. Chociaż po drodze jak pytała o rodziców,
to mówiłem, że ojca nie ma, że wyjechał do Wilna i wróci za dwa dni. Ale gdzie tam, jak tylko
doszliśmy, wpadła jak czołg do domu i zdumionym moim rodzicom zaczęła z płaczem
„jazgotać”: „To tak wychowaliście waszego syna, to on namówił mego Zbysia, żeby uciekać z
domu i to wie Józef dokąd? Do partyzantki uciekali! A niech by to Litwini albo Niemcy ich
złapali, to by nas wszystkich zabili, a on jeszcze do mnie odszczekiwał, że to niby nie moja
sprawa, że to Ojczyzna ich woła!”
Widziałem, że ojciec był wściekły, ale matka miała jakieś dziwne oczy, przebijały w
nich jakieś błyski zadowolenia, a może dumy? Podziękowała Gaikowej za przyprowadzenie nas
do domu i powiedziała: – To niech już pani idzie, pani Gaikowa, bo Zbyszek pewnie głodny i
zmęczony – wyraźnie pozbyła się jej. Pomyślałem, a może mnie „obleci”? Niestety, nie
obleciało. Teraz dopiero zaczęło się – ojciec był blady ze złości, a może ze wstydu, że ktoś obcy
na mnie tyle nagadał, a może rzeczywiście z obawy, że mogłem nieszczęście przynieść całej
rodzinie? Chwycił mnie za kark, powalił na ziemię i nie miał już czasu odpasać paska, a pod
ręką były powrozy do palowania krowy, więc tymi powrozami zaczął mnie lać. Nie bardzo to
bolało, bo powrozy były długie, a ja nigdy nie dawałem się bić jak baranek, zawsze wyrywałem
się z mocnej ręki ojca, tak i tym razem próbowałem się wyrwać, więc trudno było ojcu
wymierzyć mi mocne razy. Matka, która zawsze mnie broniła, tym razem siedziała przy piecu
i nie ruszyła się w mojej obronie ( chyba należało mi się). Podczas szamotaniny z ojcem wypadł
mi zza pasa rewolwer, to tak jakby ktoś oblał ojca zimną wodą. Szybko wstał, wziął rewolwer,
długo i poważnie na mnie popatrzył i wyszedł z pokoju. Łzy leciały mi same z oczu, nie z bólu,
lecz z upokorzenia. Dlaczego, dlaczego ojciec tak postąpił, przecież ja chciałem walczyć o jego
wolność również, przecież tak mnie on i matka wychowywali. Spazmy długo trzymały się mnie,
wtedy podeszła matka, objęła mnie, usiedliśmy na sofę i próbowała wytłumaczyć ojca.



  • Widzisz, Rysiek, ojciec kocha ciebie tak samo jak wszystkich was. To dobrze, że
    chcesz walczyć o naszą ojczyznę, ale jesteś za młody! Zdążysz jeszcze nawet po wojnie walczyć
    o silną, sprawiedliwą i niepodległą Polskę. Najpierw trzeba się wyuczyć, żebyś był mądry, żebyś
    wiedział, jak trzeba pracować, żeby Polska była silna, żeby naród żył w zgodzie, żeby wszyscy
    w naszym kraju żyli jak w swoim domu.

  • Mamo, to właśnie dlatego chcemy walczyć o wolną Polskę, tak zawsze mówiłaś,
    że w wolnej Polsce musimy sami rządzić, bez Niemców, bez Ruskich. Jak będziemy mieli wolną

Free download pdf