Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

rwące w dół do rzeki. Młodsze dzieci płakały, rodzice uspokajali, starając się pocieszać dzieci,
że to tylko chmury zderzają się z sobą, chociaż też bali się, bo u nas dużo było wypadków
pożarów od pioruna, a często nawet ginęli ludzie. Powoli jednak ciemne chmury przepłynęły,
grzmoty się oddalały, a deszcz zamieniał się w normalne małe krople – przyroda uspokajała
się.
W domu strach i podniecenie powoli zanikały. Wszyscy rozchodzili się do swoich
miejsc noclegowych i zaczęli układać się do snu. Niedługo spali. Zaraz po północy las znowu
ożył, jego szum wzmagał się z minuty na minutę, zamieniając się w przeraźliwe wycie
śmiertelnie przestraszonych, uginających się drzew. Niebo znowu zrobiło się czarne,
błyskawice i pioruny wróciły. Przeraźliwe zygzaki piorunów i gromy z nieba obudziły
wszystkich. Ludzie wyrwani ze snu, przestraszeni znowu ściągnęli do jadalni. Druga burza tej
samej nocy. Jedna ze starszych pań zaproponowała wspólną modlitwę: „Trzeba modlić się i
prosić Boga aby odsunął od nas niebezpieczeństwo ognia, piorunów i wojny”. I zaczęła: „Pod
Twoją Obronę uciekamy się, święta Boża rodzicielko...”, potem litanię do Matki Boskiej
Loretańskiej, a później inne modlitwy i tak trwało prawie godzinę, aż się burza uspokoiła.
Po burzy i modlitwach zaczęła się rozmowa. Co mogą oznaczać takie silne dwie
burze jednej nocy?



  • Toż to na pewno objawienie boskie, a może ostrzeżenie, żeby ludzie więcej się
    modlili. Toż Niemcy z Litwinami tyle nieszczęść przynieśli i uciekają teraz, sami w strachu, a
    przyjdą Ruskie, to nie wiadomo, kiedy wyjdą i co z nami będzie? Ot i masz dwie burze i dwie
    zarazy – próbowała wytłumaczyć Baniewiczowa.

  • Stanisławowa, tłumaczysz zawsze tak, jak chcesz, przecież to zwykłe zjawiska
    atmosferyczne, było gorąco, a teraz ochłodzi się, dwie strefy atmosferyczne spotkały się i
    powstały rozładowania elektryczne i co ma z tym wspólnego wojna – chłodno powiedział stryj.

  • Jan to zawsze tłumaczysz naukowo, ale nie wszystko da się wytłumaczyć tak
    prosto, a że są boskie ostrzeżenia, to są, żeby tylko wszystko dobrze skończyło się, a tej
    czerwonej zarazie to wierzyć nie wolno i już – zakończyła Baniewiczowa.
    Wszyscy zabrali się do swoich miejsc noclegowych, aby jeszcze choć godzinkę zasnąć
    albo poleżeć, bo na wschodzie niebo już jaśniało. Na początku lipca noc była jeszcze krótka. Ja
    poszedłem do stodoły na siano. Bezsenna dotąd noc, zapach siana i spokój uśpiły mnie
    natychmiast. Nie słyszałem, jak wyganiali, krowy, nie słyszałem głośnych rozmów kobiet
    krzątających się wokół domu, nie słyszałem nawet śpiewu ptaków, których było tu pełno,
    spałem jak suseł. Obudzono mnie dopiero na śniadanie.
    Wstałem szybko i umyłem się pod studnią, a z domu rozlegał się głos ojca. Przyszedł
    z Niemenczyna powiedzieć, że Niemców w miasteczku już nie ma, Ruskich jeszcze nie ma,
    ludzie plądrują niemieckie koszary nie bojąc się, że mogą być zaminowane. Na szczęście min
    nigdzie nie było. Ojciec opowiadał zajadając bliny z „pomoczką” (bliny maczanew tłuszczu ze
    smażonej słoniny lub boczku), które smażyła mama. Przysiadłem się do stołu, bliny były moją
    ulubioną potrawą. Po śniadaniu ojciec trochę jeszcze porozmawiał i razem poszliśmy do
    naszego domu w Niemenczynie. Po drodze idąc przez las ojciec opowiadał, że meble są
    wyniesione do ogrodu, ubrania do piwnicy. Nasz dom nad rzeką cały, Niemcy nie uszkodzili, a

Free download pdf