Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

nawet zamknęli na klucz i klucz położyli pod wycieraczką. Podobno wszyscy uciekli do Wilna,
którego mieli bronić, uciekając zerwali most na Wilii, całe przęsło leży w wodzie. Szkoda mi
było mostu, w 1941 roku Ruskim nie udało się zerwać, a teraz, psiakrew, Niemcy jednak
zerwali. Las skończył się, weszliśmy do Malatyszek, a za nimi widać już było szkołę ogrodzoną
zasiekami z drutu kolczastego. Kiedyś pełno było tam Niemców, teraz tylko gdzieniegdzie jacyś
ludzie szukali czegoś, co mogło im się przydać w gospodarstwie. Z ogrodu naszego nikt nic nie
ruszył. Weszliśmy do domu i ze zdziwienia otworzyłem oczy; pokoje wiały pustką, białe ściany



  • gołe, jak się rozmawia - roznosi się echo, co lepsze meble - na ogrodzie. Tak ciepły i miły dom
    stał się jak obcy, tylko z zewnątrz był tym samym rodzinnym domem. Dzień przeszedł
    spokojnie. Wieczorem przyszedł do ojca Ludkowski i Konstanty Jarmołowicz. Przygotowaliśmy
    z ojcem kolację, ojciec ze spiżarni przyniósł kawałek słoniny wędzonej, trochę wiejskiej szynki,
    nakroił chleba z dużego bochna, ja przyniosłem z ogrodu rzodkiewki, szczypior i sałatę,
    zagotowaliśmy herbaty miętowej, no i zagrzaliśmy dobrą zupę z mięsem, którą przynieśliśmy
    od mamy z Tuszczewli. Wieczorem sąsiedzi długo prowadzili rozmowy, które mnie znudziły i
    powiedziałem ojcu, że ja chcę spać, bo na wsi mieliśmy ciężką noc – burzliwą.
    Ojciec zaprowadził mnie na werandę domu gospodarczego, na której stało duże
    drewniane łóżko i powiedział: „Gdyby nadleciały samoloty i zaczęły bombardować, masz
    szybko przejść do okopu, pod płotem”. Okop wykopał wcześniej ojciec jeden dla mnie, drugi
    po drugiej stronie ogrodu dla siebie. Były to zwykłe rowy dwa metry długie, pół metra szerokie
    i chyba niecały metr głębokie. Nie bardzo słuchałem ojca, bo rzeczywiście po bezsennej nocy
    spać bardzo mi się chciało. Na werandzie buchnąłem do łóżka i zasnąłem momentalnie. Nie
    pamiętam, jak długo spałem, obudziło mnie szarpanie ojca, zaspany otworzyłem oczy i nie
    wiedziałem, sen to czy jawa, bardziej wyglądało na sen. Na niebie wisiało kilka ogromnych
    żyrandoli, nasz dom, szkoła, lasek, zabudowania sąsiadów były pięknie oświetlone, niebo było
    pełne samolotów, z których leciały jakieś butle na ziemię, które tłukąc się robiły niesamowity
    huk. Naciągnąłem koc na głowę, przewróciłem się na drugi bok i znowu zasnąłem. Nie dał mi
    jednak ojciec spać. Zniecierpliwionym głosem krzyczał: „Obudź się, nie słyszysz, że
    bombardują?” Doszło to do mnie, ojciec w dalszym ciągu leżał na ziemi przy łóżku i krzyczał:
    „Szybko weź koc i do okopu!” Nachyleni między krzakami czarnych porzeczek dopadliśmy do
    mojego okopu, wpadłem na dno okręcony w koc, naciągnąłem go na głowę, bo huk
    rozrywających się bomb i jasność zawieszonych na niebie żyrandoli (specjalnych rakiet na
    spadochronikach) denerwowały mnie. Ojciec pobiegł do swojego rowu, a ja mimo jasności i
    huku bomb natychmiast zasnąłem.
    Nie wiem, jak długo spałem. Znowu obudził mnie ojciec. Stał nad okopem i śmiejąc
    się wołał: „Wstawaj i idź do łóżka, skończyło się już, a jutro to z wieczora zrób sobie posłanie
    w okopie, to nie będziesz sobie przerywał snu”. Przecierając oczy wygrzebałem się z okopu.
    Jeszcze ciemno, noc spokojna, ciepła, dookoła cicho, tylko z dala nad Wilnem jasna czerwona
    łuna i dalekie, stłumione odgłosy armat. Nasi walczą o Wilno. Położyłem się do łóżka i długo,
    długo nie mogłem zasnąć. Nasi walczą o Wilno, dlaczego jestem w domu? Dlaczego Edek
    milczy? Postanowiłem rano pójść do niego i zapytać, kiedy ruszamy. Przecież obiecał, że jak
    tylko nasi przyjdą, włączymy się do walki. Ciekaw jestem, co powie mama jak zobaczy mnie w

Free download pdf