Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

mundurze, pewnie będzie płakać. Marząc o pięknej, wojskowej przyszłości w polskiej armii, o
wyzwalaniu kraju, o witających dziewczynach, odlatywałem w sen. Niestety tylko sen był taki
piękny, rzeczywistość zupełnie inna.
Wojsko rosyjskie weszło do Niemenczyna bez walk. Weszło i poszło dalej na Wilno.
Pokazali się również nasi partyzanci, witaliśmy ich z kwiatami, były to małe oddziały, które
także poszły w kierunku Wilna na zgrupowanie.
Do miasteczka wrócili wszyscy uciekinierzy, którzy przed „frontem” wyjechali na
wieś, wróciła również nasza rodzina z Tuszczewli. O Wilno jeszcze walczyli Rosjanie i nasze
oddziały AK. Wieczorami z dala widniała łuna i słychać było daleki huk armat i bomb
spadających na miasto z sowieckich samolotów. Wreszcie wszystko ucichło. Wilno zostało
zdobyte. W Niemenczynie miejscowi komuniści: Polacy, Rosjanie i Litwini próbowali
zorganizować władzę. Nikt nie wiedział, jaka ta władza będzie. W połowie lipca nadeszła
wiadomość, że generał „Wilk” dogaduje się z rosyjskim generałem Czernichowskim, że jakoby
ma być utworzona polska dywizja AK, która razem pod dowództwem generała „Wilka” razem
z Armią Czerwoną pójdzie na Berlin. Na potwierdzenie tego „Chudy” dostał informację, żeby
wszystkie oddziały AK, zarówno leśne, jak i z konspiracji, stawiły się na zgrupowaniu w
wyznaczonym punkcie przy Puszczy Rudnickiej. Radość była niesamowita, że jednak uznano
naszą Armię Krajową jako polskie wojsko – będziemy walczyć ramę w ramię z sojusznikami o
wolność Polski. Wieczorem przyszedł do nas „Chudy” z informacją, że następnego dnia jedna
z grup będzie zbierać się u nas do południa, po południu wyruszą na zgrupowanie. Ucieszyłem
się, że pójdę razem z nimi, ale Edek zabronił mi, chyba pod wpływem rodziców
Powiedział: „Najpierw pójdzie pierwsza grupa, jak będzie wszystko w porządku, to
wyruszą następne”. Nie wierzył Rosjanom - i słusznie.
Na drugi dzień skoro świt zaczęli ściągać do nas chłopcy, niektórzy znajomi, między
innymi mój brat Heniek, do którego nieraz chodziłem z różnymi meldunkami, Rysiek
Jasiukiewicz zza Wilii oraz inni, którzy znali nas, ale nie wiedzieli, że ja również należę do
Oddziału Niemenczyn. Matka przygotowywała jedzenie, niektórzy mieli swoje, posilali się,
śmiech gwar i radość panowały u wszystkich. Po śniadaniu przyszedł Edek – „Chudy” z
przewodnikiem z Wilna i chłopcy wyruszyli, żegnani przez rodziny, dziewczęta i znajomych. O
dziwo, nie było płaczu. Smutny byłem tylko ja, że nie poszedłem razem z nimi. Dzień się
diabelnie dłużył, z niecierpliwością czekałem, kiedy przyjdzie jakaś wiadomość o wymarszu
drugiej tury. Zmęczony swoimi myślami wieczorem położyłem się wcześniej spać. W nocy
obudziły mnie jakieś przyciszone rozmowy i nikły płomyk lampy naftowej (światło elektryczne
gasło o godz. 11), wdzierający się do mojego pokoju przez niedomknięte drzwi. Wyskoczyłem
z łóżka i jednym susem byłem już w pokoju gościnnym. Za stołem słabo oświetlonym lampą
naftową siedziała matka zapłakana, ojciec z pochyloną głową i zakurzeni, spoceni trzej
mężczyźni. To był mój kuzyn Heniek, jego sąsiad i jeszcze jakiś młody człowiek w polskim
mundurze, którzy dzisiaj rano wyruszyli na zgrupowanie AK. Co się stało? - pytam. Nie chcieli
nic mówić, wreszcie matka przez łzy rzekła:



  • Nie ma już, synku, AK, Rosjanie aresztowali dowództwo, kacapy okrążyli
    zgrupowanie, rozbrajają żołnierzy i pędzą na Sybir.

Free download pdf