Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

Miał syna jedynaka, który podczas okupacji niemieckiej był w oddziałach AK, w lesie. Po akcji
„Burza” wrócił do domu. Ojciec, aby zabezpieczyć go przed aresztowaniem, załatwił mu pracę
w milicji. Jako milicjant musiał jeździć razem z NKWD aresztować swoich kolegów. Pewnego
razu NKWD wraz z paroma milicjantami, po dobrej wódce, pojechało do wsi, gdzie mieszkał
jego kolega z oddziału AK. Był w domu z rodzicami. Spotkanie było szokujące. Podobno jego
kolega zaczął go oskarżać, że zdradza AK, że poszedł na służbę do wroga, że pomaga swoich
kolegów wsadzać do więzienia, że jest podłym zdrajcą... Rosjanie wyprowadzili go na dwór i
zwrócili się do młodego Górskiego; „Zastrzel go, bo on wyda ciebie i będzie z tobą koniec”.
Górski zastrzelił swojego kolegę z oddziału na oczach jego rodziców, zamiast kary dostał
pochwałę NKWD. Kara jednak spotkała go bardzo szybko. Jego ojciec się jej spodziewał i
próbował ratować jedynaka. Był u rodziców zabitego. Płakał, przepraszał, mówił, że to po
wódce, że on by tego nie zrobił, gdyby był trzeźwy, wreszcie proponował oddać im połowę
gospodarki, aby tylko przebaczyli jego synowi i spowodowali, by inni koledzy z AK poniechali
zemsty na jego synu. Rodzice milczeli, po tygodniu młody Górski za zdradę i zabójstwo został
zastrzelony przez stacjonujący w pobliżu oddział AK. Tak rozpoczęła się czwarta okupacja
Wileńszczyzny, od 1939 roku.
Otworzono ponownie polską szkołę. Dyrektorem został mój dowódca z konspiracji



  • Edek Wołudzki. „Chudy”. Znowu zatrudniono polskich nauczycieli. Nasza klasa była
    koedukacyjna. Rozpiętość wieku uczniów była bardzo wielka, od trzynastu lat do dwudziestu
    kilku. Niektórzy chłopcy wrócili z lasu, załatwili dokumenty i poszli do szkoły. Nie było łatwo
    nauczycielom dostosować poziom nauczania do wszystkich. Większość starszych uczniów
    nadal pracowała w konspiracji, tym razem przeciwko bolszewikom. Często musiałem jeździć
    do różnych wsi z ostrzeżeniem, że Rosjanie mają przyjechać w nocy dokonywać aresztowań.
    Nie wiem, skąd te informacje posiadał „Chudy”, ale najczęściej sprawdzały się. Często
    chodziłem, żeby powiadomić, że ktoś bliski jest aresztowany i trzeba pochować wszystkie
    rzeczy, które mogłyby go skompromitować. Najbardziej przeżywałem spotkanie z bliskimi
    aresztowanych. Męczyły mnie nawet w nocy wystraszone oczy matek, które zawiadamiałem,
    że jej syna zabrali. Nie wolno mi było zachodzić do domu. Musiałem czekać, aż ktoś wyjdzie,
    bądź też upewnić się, że nie ma kotła. Po zawiadomieniu uczono mnie, że powinienem jak
    najszybciej odejść z miejsca spotkania. Nie wolno mi było wdawać się w rozmowę. Zawiadomić
    i szybko zniknąć. To były te smutniejsze spotkania. Sympatyczniejsze były spotkania z
    chłopakami, którym nosiłem zalegalizowane dokumenty. Pozwalały im legalnie wyjechać do
    Polski.
    W szkole atmosfera była dobra, powiedziałbym beztroska. Uczyliśmy się chętnie.
    Bardzo zapóźnieni byliśmy z nauką języka polskiego. Dyrektor dwoił się i troił, aby nas nauczyć
    bezbłędnie pisać po polsku. Nic dziwnego, bo przecież przez cztery lata w szkole prawie nie
    uczono nas języka polskiego. Gramatykę kazał nam wkuwać na pamięć Mieliśmy też lekcje
    wojskowego przysposobienia, które prowadził również dyrektor; jako były harcmistrz umiał to
    tak przygotować, jakby to były prawdziwe manewry wojskowe, byliśmy zachwyceni.
    Zorganizował ćwiczenia sportowe, utworzył drużyny gry w siatkówkę, koszykówkę, no i
    naturalnie piłkę nożną. Życie szkolne pochłonęło nas wszystkich tak, jakbyśmy chcieli nadrobić

Free download pdf