Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

Miałem również umawiać się z każdym profesorem oddzielnie, za zgodą dyrektora,
aby zechciał mnie egzaminować.
Był to bardzo ciężki okres dla mnie, tym bardziej, że jeździłem w każdy czwartek do
Niemenczyna na targ z towarem. Dyrektor Matulewicz nie sprawiał mi żadnych kłopotów,
wręcz przeciwnie, pomagał. zapoznał mnie z uczniami, prosił żeby mi pomogli, zresztą
niektórych znałem z konspiracji. Nie miałem też żadnych kłopotów z wypożyczaniem notatek.
I tak to zaczęła się moja ciężka praca samokształceniowa. Raz na miesiąc przyjeżdżałem do
Wilna, chodziłem na lekcje i przepisywałem do późnej nocy notatki od kolegów, w czwartki
jeździłem do domu, żeby zdążyć rano na targ.
Po powrocie z Wilna brałem się wieczorami do nauki, profesor Wyszyński był ostry
w przepytywaniu. Na naukę łaciny chodziłem do księdza Jancewicza, staruszka, który był już
na emeryturze, mieszkał niedaleko naszego domu, odprawiał codziennie mszę w kaplicy, a ja
służyłem mu do mszy jako ministrant. Wieczorami uczył mnie łaciny w nadziei, że kiedyś też
zostanę księdzem, ale życie potoczyło się inaczej; walka o niepodległość i wojsko były mi
bliższe.
Na wiosnę byłem przygotowany do zdawania egzaminów z niektórych
przedmiotów, jak na przykład z matematyki, fizyki czy chemii, to mnie interesowało – gorzej
było z językiem polskim, geografią czy historią. Najgorsze było to, że moje zdrowie zaczęło się
pomału załamywać. Intensywna nauka, częste jazdy na rowerze z towarem do domu i na targ,
przeziębienia i nienajlepsze odżywianie się dały o sobie znać, zacząłem kasłać, pojawił się stan
podgorączkowy, zwłaszcza wieczorem. Moje niedomaganie groziło zaprzepaszczeniem całej
mojej rocznej pracy.
Rodzice zaczęli coraz częściej mówić, ze jednak trzeba repatriować się do Polski,
ojciec zaczął szykować skrzynie do zapakowania dobytku.
To przyspieszyło moją decyzję o zdawaniu stopniowym poszczególnych
przedmiotów. Dyrektor Matulewicz oczywiście zgodził się na zdawanie egzaminów z zakresu
całego materiału klasy piątej gimnazjalnej w celu otrzymania świadectwa ukończenia V klasy
Polskiego Gimnazjum w Wilnie na ul. Ostrobramskiej 24. Zacząłem od języka polskiego –
poszło mi zupełnie dobrze, z literatury dostałem pięć, natomiast z wypracowania ledwie
trójkę, ale zostało zaliczone. Żadnych kłopotów nie miałem z innymi przedmiotami. Ostatni
przedmiot, jaki zaliczałem, to była fizyka. Nauczycielką fizyki była pani Januszkiewicz, bardzo
mądra i wymagająca kobieta, umiała przekazać swoje wiadomości uczniom. Ja ją bardzo
lubiłem, a ona starała się mi pomóc. Nigdy nie odmówiła jakiegoś wyjaśnienia, ale umiała też
egzekwować wiadomości od uczniów. Jak wszedłem do jej pokoju, popatrzyła na mnie
przenikliwie i zapytała:



  • Boisz się egzaminu?
    Powiedziałem zmienionym zachrypniętym głosem, że nie. Jeszcze raz popatrzyła na
    mnie przez swoje szkła, ten wzrok był straszny, bardzo się go bali uczniowie. I zaczęła pytać.
    Ona wiedziała, co ja umiem, bo nieraz pytała mnie jako wolnego słuchacza i czasami
    rozmawialiśmy, kiedy czegoś nie rozumiałem. Ja zacząłem odpowiadać na pytania, ale nie były
    chyba to najlepsze odpowiedzi, chociaż pytania były proste, potem pisałem jakiś wzór, a

Free download pdf