Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

maciejówce, w butach z chlewami, do których wpuszczone były zwykłe spodnie samodziałowe.
Pani Raczyńska zarumieniona często zaglądała do naszego pokoju szukając swego męża pytała:
„A gdzież to moj żesz...”, a jak pytaliśmy jakiego Mojżesza szuka, to zniecierpliwiona mówiła:
„No moj żesz, no mój żesz mąż - Józef”. Od tego czasu i my nazywaliśmy pana Józefa
Mojżeszem.
W gimnazjum sporo się zmieniło. Sporo uczniów dorosłych, którzy wrócili z lasu do
ławy szkolnej, już wyjechało do Polski. Wielu nauczycieli też wyjechało. między innymi
dyrektor Matulewicz, który zawsze powtarzał nam: „Pamiętajcie, że wojna skończyła się, teraz
potrzeba czynu dla Polski. Potrzeba ludzi mądrych. Tak jak w czasie wojny wypełnialiście swój
obowiązek walcząc z najeźdźcami z bronią w ręku, tak teraz musicie walczyć ze sobą, aby
zdobyć wykształcenie. Zdobycie wykształcenia jest waszym świętym obowiązkiem wobec
Ojczyzny”. Bardzo żałowałem, że on już wyjechał. Ze względu na brak nauczycieli, no chyba i
uczniów, połączyli nasze III Polskie Gimnazjum męskie z V Polskim Gimnazjum żeńskim,
utworzono V Polskie Gimnazjum Mieszane na ulicy Ostrobramskiej 5. w gmachu Filharmonii.
Zaaklimatyzowałem się bardzo szybko, ponieważ po zmianach organizacyjnych prawie
wszyscy byliśmy nowi. Niewielu chłopców spotkałem z poprzedniej V klasy. Wychowawcą
naszym był młody człowiek, dobry patriota, miał dużą wiedzę historyczną i pedagogiczną.
Polubiliśmy go bardzo szybko. Integracja uczniów i uczennic z naszej klasy nastąpiła samoistnie
i szybko. Była to bardzo dobra klasa. Ja siedziałem w rzędzie przy oknie na przedostatniej ławce
razem z najbliższym kolegą Żytkowskim, za mną siedział Pytlewicz, obok Czobot z Wittmanem,
a za nimi dwie siostry Bańkowskie. Wszyscy byliśmy już z jakimś bagażem życiowym i
traktowano nas jak dorosłych. Ja byłem również zaliczany do tych dorosłych. Ponieważ byłem
dosyć wysoki, więc wielu z nich myślało, że mam metrykę odpowiednio dopasowaną do
obecnej sytuacji. Nasz kącik nazywano galerią. Cechowało nas to, że wyglądaliśmy na
starszych, niektórzy z nas już pracowali na pół etatu np. w aptece lub chodzili dodatkowo na
jakieś kursy, które pozwalały szybciej znaleźć pracę. Odznaczaliśmy się jeszcze i tym, że na
lekcjach nie wychylaliśmy się z podnoszeniem palców do góry, że znamy jakąś odpowiedź
pytanie nauczyciela zadane wszystkim, natomiast gdy nauczyciel pytał bezpośrednio któregoś
z nas, to na ogół znaliśmy odpowiedź. Przy pierwszych stolikach siedziały dziewczyny od nas
młodsze, Jasia Butkiewicz i Stasia Kowalewska. Po lekcjach często zostawaliśmy w sali
gimnastycznej, organizowaliśmy jakąś muzykę, akordeon lub zwykły gramofon, i dziewczyny
uczyły chłopców tańczyć. Na takich potańcówkach zawsze był nauczyciel, tu zawiązywały się
bliższe przyjaźnie. Ja miałem dobrze, bo dziewczyny, którym wpadłem w oko, nawiązywały
bliższe znajomości z moją siostrą Janką, która w tym czasie była w siódmej klasie, i zwierzały
się jej ze swojego zainteresowania mną, a Janka pośredniczyła w zawieraniu znajomości.
Przyjemnie było mieć koleżankę, z którą można rozmawiać na różne tematy,
chodzić razem do kina, na spacery, coś jej pomóc i mieć świadomość, że to jest moja
dziewczyna. W tym czasie, kiedy patriotyzm był tak wysoko ceniony, marzyła mi się
dziewczyna z udowodnionym patriotyzmem, na młodsze nie zwracałem uwagi, ale te starsze
z klasy maturalnej już mnie interesowały. W październiku przyszły do naszej szkoły dwie nowe
dziewczyny: jedna trochę starsza ode mnie, włosy czarne lekko falowane, oczy niebieskie,

Free download pdf