Więzienie
Pokój śledczego był duży, zakratowane okna wychodziły na ulicę, chyba Ofiarną. W
pokoju kilka biurek, krzesła i taborety. Przez kraty w oknach widać było ulicę i duże konary
gołych o tej porze lip. Nieprędko będę mógł cieszyć się widokiem natury.
Śledczy przywołał z obsługi krasnoarmiejca , który ponownie dokładnie mnie
zrewidował. Miałem płaszcz oficerski zielony kupiony na bazarze od ruskiego oficera, polskie
zielone spodnie oficerskie uszyte w Niemenczynie i eleganckie chromowe buty – angielki.
Wszystko to musiałem zdjąć. Nie kazali mi zdejmować bielizny, ale i tak zostałem dokładnie
obmacany. Po rewizji kazano mi usiąść na taborecie przed biurkiem i zaczęło się od spisania
danych. Śledztwo prowadzono w języku rosyjskim.
- Nazwisko? Imię? Imię ojca? Data urodzenia? Miejsce urodzenia? Adres
zamieszkania?
Z twarzą zakłopotanego wujka zaczął familiarnie: „Wot widisz, Riczard, k nam
popaść oczeń prosto, worota u nas oczeń szirokije, no wyjti? Wot takaja maleńkaja szcziołka i
cziornyj woron”. „Widzisz, Ryszard, do nas trafić bardzo łatwo, wrota do nas bardzo szerokie,
no z wyjściem gorzej, to tylko taka mała szczelinka i czarny samochód do transportu więźniów.
My o waszej podziemnej organizacji wszystko wiemy więc lepiej będzie jak będziesz mówił
prawdę, wszystko co wiesz. My tylko chcemy sprawdzić ciebie, czy mówisz prawdę”. - Do jakiej podziemnej organizacji należałeś?
- Do żadnej.
- Kłamiesz! A Gwardia Białego Orła co to jest?
- Nie wiem.
Przyszedł drugi śledczy i wrzasnął: - Jak to nie wiesz, należałeś przecież do tej bandyckiej organizacji!
- Nie należałem, nie znam, takiej organizacji.
No to znowu zaczął od początku: - Nazwisko? Imię, imię ojca rok urodzenia, miejsce urodzenia, miejsce zamieszkania,
pseudonim, kto jeszcze należał, nazwiska, adresy? –
A ja swoje: - Styczyński Ryszard, syn Józefa, urodzony w Niemenczynie, w 1931 roku 3 kwietnia,
zamieszkały w Wilnie na Mostowej 5. Nie mam żadnego pseudonimu, nie znam takiej
organizacji i nie należałem do żadnej innej podziemnej organizacji.
Dziwiło mnie bardzo, że oni tak dużo wiedzą o naszym ugrupowaniu, ale
postanowiłem iść w zaparte. Takie krzyki i moje odpowiedzi trwały do wieczora. Wieczorem
przyszli nowi śledczy, tamci poszli do domu, i zaczęło się od początku. Jedzenia nie dostałem,
ale gdybym dostał, to żaden kąsek nie przeszedłby mi przez gardło. Wodę do picia dawali, ale
do toalety nie pozwalali iść. Wieczorem prosiłem kilka razy aby wyprowadzili do toalety, to
ciągle powtarzali, że jest zajęta. Jak powiedziałem że naleję na podłogę, to zawołał żołnierza,
który mnie wyprowadził. Pomyślałem, że niewypuszczanie do toalety to też jest jedna ze
stosowanych metod tortur śledczych. Po przyjściu od razu poczułem się pewniej. O dziesiątej