Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

cicho coś poufale szepnął, wydawało mi się, że chce mnie pomóc w ucieczce, ale nie
usłyszałem, o co mu chodzi. Zapytałem więc też cicho: „Słuszaju” (słucham), on powtórzył
cicho: „Familia” (nazwisko), no więc ja głośno - Styczyński Ryszard, i wtedy on ryknął: „ Tisze!
Job twoju mać, Małczat’! Nie lzia gromko goworić, licom k stienkie
!”^ (Ciszej, nie wolno rozmawiać głośno,
obróć się twarzą do ściany). Włożył duży klucz do zamku drzwi i ze zgrzytem odsunął go, a następnie z
takim samym zgrzytem odsunął zasuwy i z piskiem lekko je uchylił, wpychając mnie do
ciemnej, wąskiej i długiej celi. Stanąłem przy drzwiach, starałem się coś zobaczyć. Mimo że
żarówka paliła się w dzień i w nocy, to kiedy wszedłem, początkowo nic nie widziałem. Celę z
hukiem zatrzaśnięto i przeraźliwy zgrzyt zasuwy uświadomił mi, że drzwi na wolność zamknęły
się za mną. Znalazłem się w pomieszczeniu o szerokości około 2 metrów i długości chyba 4.
Przede mną na wąskiej ścianie było wysoko zakratowane okno, ale nie było przez nie nic widać,
bo z zewnętrznej strony na oknie zawieszono trójkątną skrzynię – namordnik , przez którą
widać od góry tylko kawałeczek nieba, jeżeli się stoi w pobliżu okna. Pod oknem stolik
drewniany, parę aluminiowych misek, drewniane łyżki, przy stoliku po obu stronach
drewniane ławy ze skręconą pościelą, a przy drzwiach duży blaszany kibel z uszami z obu stron
i pogiętą blaszaną przykrywą. Niestety smród od kibla wyczuwało się mocno. Cztery bladożółte
twarze jak cienie otoczyły mnie i każdy pytał, skąd jestem, jakiej narodowości i za co mnie
posadzili. Nic nie mogłem odpowiedzieć. Kolana moje same zaczęły się uginać i siadłem na
ziemi nie mogąc zrobić kroku do przodu. Widząc to współwięźniowie posadzili mnie na ławie
za złożoną pościelą, sami chodzili po celi tak, aby nadzieraciel nie mógł mnie zobaczyć przez
judasza ( wołczok ). Od godziny 6 do 22 nie wolno było spać. Jeżeli złapano kogoś na spaniu,
mógł dostać trzy dni karceru. Mnie się udało; z przerwami wytrzymałem do prowierki , to
znaczy do kontroli i odliczania stanu więźniów. O godzinie 21.30 weszło do celi dwóch
nadzieracieli , musieliśmy stanąć w szeregu, a oni liczyli nas, potem sprawdzali celę, kraty i
wyszli. Zaraz był odboj , czyli cisza nocna i nareszcie mogliśmy ułożyć się spać.
Na ławach spało dwóch Żydów, najdłużej siedzieli, a dwóch Litwinów na podłodze.
Jeden z Żydów ustąpił mi miejsce na ławce jako najmłodszemu, a sam położył się na
cementowej podłodze pod stołem. Litwini również spali na podłodze. Za pościel służyły nam
własne ubrania. Ja zasnąłem natychmiast. Nie przeszkadzała mi żarówka ani pojękiwania
współtowarzyszy niedoli. Spałem jak zabity, nawet nie miałem snów. Obudziło mnie stukanie
do drzwi i krzyk - podjom , pobudka. Wszyscy bardzo szybko zaczęli wstawać, zwijać z podłogi
płaszcze rozłożone jako pościel, skręcać to wszystko w rulony i składać na ławy. Z korytarza
słychać było zgrzyt otwieranych zasuw i drzwi oraz pokrzykiwania nadzieracieli , „Bystro!”, co
znaczyło „szybko”. Te odgłosy zbliżały się do nas, aż wreszcie drzwi się otworzyły i ukazała się
w nich duża twarz strażnika MGB, który tym razem donośnie krzyczał: „ Dawaj w ubornuju s
paraszej
” (Do ubikacji z kiblem). Litwini chwycili kibel, a my za nimi gęsiego korytarzem do
ubikacji. Mieliśmy czasu nie więcej niż 15 minut. W tym czasie trzeba było opróżnić i wypłukać
kibel, załatwić fizjologiczne potrzeby, zwłaszcza te grube, umyć się i ewentualnie wyprać pod
kranem brudną bieliznę. Wszystko to trzeba było robić w tempie „stachanowskim”, bo już za
chwilę rozległ się krzyk nadzorcy – „ A nu kończaj, wychodi! ” (Kończyć i wychodzić). W takim
samym porządku wracaliśmy do celi z powrotem. Kibel napełniano do 1/3 czystą wodą, wtedy

Free download pdf