Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

lewo szag w prawo konwoj sczitajet za pobieg i strielajet biez prieduprierzdienija, wpierod
kolonna! ( Uwaga, kolumna, krok w lewo krok w prawo konwój uważa za ucieczkę i strzela bez
uprzedzenia. Kolumną naprzód marsz!) Ruszyliśmy dość długą kolumną (około 200 osób)
naprzód. Nie wiedzieliśmy, dokąd nas prowadzą ani jak długo będziemy szli. Dopiero w
godzinach popołudniowych stanęliśmy przed bramą jakiegoś łagru. Porządek się powtórzył;
szmon , łaźnia, prożarka ubrania, potem przydzielano nas do brygad. Mnie i Lonka
Truchanowicza przydzielono do brygady, która fornirowała pudełka do szachów, i odesłano do
baraku, w którym mieściła się ta brygada. Barak – typowy, długi, z małymi oknami, ciemny,
cztery długie rzędy piętrowych poczwórnych nar, miedzy którymi stały nocne szafki dla
czterech osób, tak zwane tumboczki. Ja z Lonkiem położyliśmy się na górze, bo doły były już
zajęte. Swoje worki zdaliśmy do kapciorki. Wkrótce gong dawał znać, że pora na kolację.
Całą brygadą szliśmy do stołówki. W stołówce brygadzista pobierał zupę w
glinianych miseczkach. Starzy łagiernicy mieli swoje łyżki, które nosili zawsze przy sobie, my
dostaliśmy obozowe z drewna. Zupa była dziwna, mnie dostała się dosyć gęsta, koloru
zielonego. Zamieszałem łyżką i wyciągnąłem gęstwinę. Tą gęstwiną okazała się jedna dosyć
długa pokrzywa. Byłem zaskoczony, odsunąłem moją glinianą miskę z zawartością, myślałem,
że to starsi jakiś kawał zrobili mi, nowicjuszowi, ale okazało się, że nie. Wytłumaczono mi, że
latem taką zupę często dostają i że ona jest bardzo zdrowa i powinienem to jeść. Niestety, nie
mogłem. Wstałem od stołu głodny. Po kolacji wyłapali nas Polacy, którzy już wcześniej byli
przywiezieni na ten tak zwany łagpunkt^8 numer 5 (jego oficjalny adres był następujący:
Mordowskaja ASSR Stancja Pot’ma, Posiołek Jawas, Pocztowy Jaszczyk 385/5), zaprosili mnie
i Lonka Truchanowicza na kolację do baraku, w którym był pan Nakoniecznikow. Przedstawił
się jako podpułkownik AK aresztowany razem z grupą Okulickiego, ale oficjalnie nie włączony
do ich sprawy. Wyczuwało się od razu, że jest niekwestionowanym przywódcą Polaków w tym
łagpunkcie. Był też kapitan AK Rupp, do którego odnosili się z jakąś niezrozumiałą dla mnie
niechęcią, natomiast bardzo sympatyczny był pan Zalewski też z AK – poeta, pisał wiersze.
Podczas rewizji znaleziono w sienniku zeszyt z wierszami, prawdopodobnie przetłumaczono,
przeczytano i uznano je jako antysowieckie, reakcyjne. Sądzono go drugi raz. Pierwszy raz
dostał 10 lat łagrów, odsiedział od 1944 roku 3 lata, to drugi raz przywrócono mu znowu 10
lat od początku. W spotkaniach brał udział również pan Sawicki, którego znałem jeszcze z
wolności, podobno był z oddziału „Łupaszki”. Był jeszcze nauczyciel spod Grodna, chyba
nazywał się Józek Nosel, z którym później bardzo się kolegowaliśmy. Wszyscy oni byli dużo
starsi ode mnie i czuli się w obowiązku opiekować się nami. Mnie i Lonka przydzielono do
jednej brygady, która fornirowała pudełka do szachów.
Robota lekka, ale trzeba było umieć. Nauczyliśmy się bardzo szybko. Głód zaczął
nam już dawać się mocno we znaki. Paczek nie dostawałem jeszcze. Wieczorami, przed
odbojem mieliśmy trochę czasu, więc mogliśmy się spotkać ze starszymi kolegami i wiele od
nich dowiedzieć się o życiu w łagrze. Dowiedzieliśmy się także o ucieczce pięciu naszych
oficerów z AK, parę miesięcy przed naszym przybyciem. Czterech z nich zastrzelono już na


8
Jeden z łagrów należący w tym czasie do tiemnikowskich łagrów przekształconych później w zespół łagrów o zaostrzonym
reżymie nazwie Dubrawłag.

Free download pdf