Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

przestrzegał. Więźniarki z paragrafu pospolitego, o niskich wyrokach, dobrowolnie chciały
zajść w ciążę, bo wtedy była szansa, że po urodzeniu dziecka może być zwolniona w ramach
amnestii dla pospolitaków. Jeżeli któraś była ładna, to i tak musiała szukać opiekuna – męża
łagiernego, aby nie być gwałconą przez wielu pridurków. Złodzieje nie zaczepiali kobiet, o
których wiadomo było, że żyją z kimś na stałe, zwłaszcza z jakimś pridurkiem. Jeżeli kobieta
chciała mieć lepszą pracę, musiała przespać się z ludźmi, którzy roboty rozdzielali. Te, które
chciały zachować do siebie szacunek, niestety musiały z brygadą iść do ciężkiej pracy w lesie
jak wszyscy. Prędko traciły siły, zdrowie i stawały się dochadziagami^11 i wtedy nawet gdyby
chciała za seks zarobić pajdę chleba, to nikt jej nie zechce. Były również sytuacje odwrotne:
kobieta – pridurek wybierała sobie mężczyznę, który jej się podobał, najczęściej z roboczej
brygady, załatwiała mu pracę w łagrze, przeważnie musiała go odkarmić i potem zabawiała się
z nim, do czasu aż się znudził. Sytuacja trochę się zmieniła, kiedy zaczęto przywozić kobiety
„polityczne” z paragrafu 58, ale nie można było powiedzieć, że położenie kobiet definitywnie
się poprawiło. Głód, ciężka praca, wyroki długoletnie i brak perspektyw w wielu przypadkach
potrafią zniszczyć człowieczeństwo. Człowiek staje się w jakimś stopniu podobny do
zwierzęcia. On musi żyć i aby żyć, musi żreć i o to żarcie musi walczyć wszystkimi metodami
jakie zna na wpół cywilizowany człowiek. Zezwierzęcenie nie zależy od stopnia wykształcenia,
wieku czy też stanowiska zajmowanego na wolności. Na pewno zależy od charakteru, bo
przecież nie wszyscy załamują się w ten sposób. Większość była doprowadzana do stanu
całkowitego wyczerpania i nie seks był im w głowie. Takie dochadziagi ; albo byli wysyłani na
szpitalny łagpunkt (łagier leczniczy), albo po prostu umierali podczas pracy czy też w nocy w
łagrze. Przecież to były łagry śmierci. Opowieści te dla mnie były straszne, ale wiara, że przecież
lada dzień powinna być wojna i nas uwolnią, nie pozwalała nam się załamać.
Moje prywatne ubranie zaczęło się niszczyć. Najpierw znosiły mi się obcasy w
„pięknych chromowych butach”, których dziwnym trafem nikt dotychczas mi nie ukradł. W
magazynie z ubraniami i obuwiem była pracownia szewska, która naprawiała, łatała stare
obuwie, które potem wydawano więźniom. Tam też pleciono łapcie z łyka lipowego. Na
szczęście pracował tam jeden z Polaków. Zaniosłem do niego buty, które on chętnie wziął do
naprawy, ale nie było nic zastępczego, więc wyfasował mi nowiutkie lipowe łapcie. I tu się
zaczęło. Nie mogłem przecież do mojego prywatnego wojskowego ubrania założyć łapci, bo
by to była profanacja. Więc wyfasowałem również stare drelichowe połatane spodnie i takiż
kitel. Wieczorem koledzy nauczyli mnie owijać nogi onucami i zamocować je tak, żeby nie
spadały. Na drugi dzień na rozwodzie nie różniłem się już od innych. Łapcie okazały się bardzo
wygodne. Wytrzymały przez tydzień.
Pewnego dnia z naszej brygady, pracującej w roboczej zonie, wywołano z siedem
osób na etap ( przewiezienie lub przepędzenie na piechotę więźniów do innego łagru), w tym
również mnie i kilku Polaków. Poprowadziłem naszą grupę do zony mieszkalnej, gdzie
mieliśmy zjeść obiad, zabrać z kapciorki swoje rzeczy i przygotować się na określoną godzinę
do wymarszu. Konwój miał nas pędzić do drugiego łagru na piechotę. W naszej grupie ze
znajomych Polaków znalazł się również Lonek Truchanowicz i pan Leal–Letecki.


11
Człowiek, który z wycieńczenia stracił siły, zdrowie, wagę i ma już trudności w poruszaniu się.

Free download pdf