Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

można było wszystko! Ci, co nie zdążyli uciec, chowali się po piwnicach, bo nigdy nie byli pewni,
że jakiś pijany krasnoarmiejec ich nie zastrzeli.
Pewnego razu nasz sztrafnoj batalion zajął małe miasteczko już niedaleko Berlina.
W miasteczku ludzi już nie było, wszyscy pouciekali za wojskiem niemieckim. Przechodząc koło
dużego domu usłyszałem jak najpierw męski głos krzyczał po rosyjsku, a potem jakieś
dziecinne krzyki. Nie czekając przewiesiłem pepeszę
(automat) na pierś i wbiegłem po schodach na pierwsze piętro. No i widok jak zwykle; nasz
komisarz – kapitan zabawiał się z Freulein , z tym że ta Freulein nie miała więcej jak 13 lat. Ale
to był widok codzienny w ramach zemsty, więc chciałem wyjść, ale usłyszałem raptem jakiś
płacz, a potem strzał. W kałuży krwi wiło się jeszcze niemieckie dziecko. Powinienem był
szybko wyjść, ale i u nas złodziei jest jakieś głupie uczucie, nazywają to czasami sumieniem.
Chwyciłem kapitana za kark odciągnąłem go od trupa, krzycząc: Ty swołocz niewinowatuju
diewczonku ubił
(Ty draniu, zabiłeś niewinną dziewczynkę) i uderzyłem go silnie w twarz aż się
wywrócił. Wstając z ziemi krzyczał: Ja tibia pod sud oddam zaszcziszczajesz faszistowskuju suku
(Ja cię oddam pod sąd. Bronisz suki faszystowskiej) i skierował do mnie pistolet. Nie miałem,
wyjścia musiałem pociągnąć serię z mojego zasłużonego automatu. Niestety kapitan został
zabity, a mnie aresztowano jako germańskiego szpiona (niemieckiego szpiega) i terrorystę.
Dostałem z paragrafu 58 1b, 6,8 - 20 lat katorgi (wtedy jeszcze była katorga, później wszystkim
politycznym sądzono na określoną liczbę lat łagrów o wzmocnionym reżymie) I znowu
wróciłem do swoich. Ja właściwie nie znam innego życia jak w łagrze. Teraz trochę gorzej, bo
nie ma kobiet razem. No, a tiepier spat’, rebiata, poczti wsiu nocz progawarili (No, a teraz spać
chłopcy, prawie całą noc przegawędziliśmy). Położył się koło mnie na moim wojskowym
płaszczu, pod głową mieliśmy mój worek, moje eleganckie buty położyłem też pod głowę. On
się uśmiechnął i powiedział: Poka ja zdies’, nikto niczego ot tibia nie wozmiot (Do czasu, kiedy
ja tutaj jestem, nikt nic od ciebie nic nie weźmie). Trochę się bałem, że w nocy może mnie
zabić, jak obiecali jego złodzieje i czuwałem, ale potem zasnąłem.
Rano przydzielili nas do różnych brygad. Ja z Lonkiem dostałem się na szlifiernię
skrzynek do radia „Ural”. Nie była to ciężka praca. Sklejoną skrzynkę trzeba było cykliną
wyczyścić, wszystkie boki z dykty i drewniane łączenia, potem mieliśmy papier ścierny i trzeba
było elegancko wyglansować, aby nie było żadnej rysy. Był to oddział śmierci. Na oddziale tym
pracowało około 200 osób stały dwie maszyny do szlifowania powierzchni skrzynek, a resztę
robiło się ręcznie. Wentylacji nie było żadnej. Jak się weszło na oddział, to widać było tylko
tumany pyłu szklanego i drewnianego. Na ogół łagiernicy wytrzymywali pół roku, a potem -
gruźlica.

Free download pdf