Nie byłbym sobą, gdybym nie podjął się
zrecenzowania płyty zespołu, w którego skład
wchodzą wielkie legendy sceny grunge.
Grunge! Moja ukochana epoka w muzyce.
Nirvana. Soundgarden i Pearl Jam to święta
trójca sceny grunge. Soundgarden jako pierwszy
podpisał duży kontrakt płytowy, który przyniósł
światowy sukces zmarłemu wokaliście Chrisowi
Cornellowi. Sława Nirvany jest legendarna, zaś
mój ukochany z tego kręgu zespół, czyli Pearl
Jam to jeden z nielicznych kapel, które
przetrwały do dziś w świecie muzyki rockowej.
Ucieszyłem się niesamowicie, gdy dowiedziałem
się, że powstał nowy zespół utworzony z
członków wyżej wymienionych zespołów. a
chwilę później pojawił się także ich pełnoprawny
album, moje podekscytowanie rosło w siłę.
Biorąc pod uwagę fakt, że te zespoły odcisnęły
głębokie piętno na mojej wrażliwości muzycznej,
poziom tej ekscytacji był oczywisty, a
oczekiwania zdecydowanie niebotyczne..
Zanim odpalicie tę płytę muszę podkreślić
jedną bardzo ważną rzecz: media nieco
rozdmuchały sprawę, albowiem ten nowo
powstały zespół nie składał żadnych
obietnic, że chce stworzyć nostalgiczną
podróż po gatunku, który minął. Nie mieni
się nawet super grupą. To ich zdanie. A jak
odbieram to ja, osoba, która bardzo tęskni za
tamtymi czasami? Myślę, że ta deklaracja o nie
dążeniu do nostalgicznej podróży sprzed trzech
dekad jest nieco na wyrost, bo gdzieś
podświadomie próby wskrzeszenia tego nurtu
na tej płycie odnajdziemy. Należy także
pamiętać o tym, że grunge to nie tylko ostre
pierdolnięcie w gitarę elektryczną czy w perkusję.
To także dużo liryzmu w kompozycjach, gitarowe
ballady.3 rd SECRET
3 rd SECRET
3 rd SECRET