Przystanek Politechnika

(Kasia Kuszak) #1

Trochę jak gołąb przypadkowo zderzający się z szybą,


myślący,żeudamusięwleciećprzezniądośrodka.


Agafon złapał mnie za ramiona. Zabolało. Przygwoździł


jednąrękądościanycerkwiisamdoniejprzywarł.Nie,nie


bałam się, botomądryczłowiek.Przewidział,żezamoment


wstanie batiuszka zbudzonyhałasem, niemógłnas przecież


zobaczyć. Strach pomyśleć, jak skończyłaby się taka


ewentualność.Nie,niechcęwiedzieć.Nikolajnawetztakiej


odległościzdawałmisięwyglądać...hmm.Nieświeżo,lekko


mówiąc. Jak by to ujął Mateusz – jak kobieta rano przed


zrobieniemmakijażu.


Choć...wtamtymmomencieniemiałamwgłowiezbytwielu


myśli. Czułam sięjakw jakimśinnym, gorszym uniwersum,


gdypatrzyłam,jaktenbucwciągazwłokiprzezswojeokno.


I co on z nimi zrobi?! Powiesi jako trofeum? Przerobi na


jedzenie? Nie byłam wówczas pewna, czy to wytwór mojej


chorej głowy, czy to się stało naprawdę, ale... zdawało mi


się,żepodczastegowciąganiaczaplidodomuoderwałasię


jejgłowa?!Kurwa,myślałam,iżtojakaśparanoja,alesama


nie wiedziałam. Cholera, lepiej przestanę to opisywać, bo


zwymiotuję. Spoiler: sytuację wyklarował mi potem stary


Izgoratov,aletodopieropodczaspowrotudodomu.


Więc tak... po chwili rolety w domu mojego jakże


ulubionego duchownego były na powrót pozasłaniane.


Nakierowałam światło latarki w odpowiednie miejsce, a


Agafontakpomajstrowałdrutemw zamku,żedrzwidałysię


otworzyć,niecoopornie,alenajważniejsze,żewogóle.Inie,


schodki,którenamsięukazały,wcaleniebyłyażtakwytarte,


jaktoskarżyłsięnanieNikolaj.


No,chyba,żeobrazmisięmazałprzedoczymaażtakmocno,


przez co nie byłam w stanie ocenić nawet tego! Nie


wiedziałamczemu,ale...jabyćmożesięporyczałam.Bomi

Free download pdf