altanką kilka szachownic. Powinno ich starczyć na styk. Bitterböse
wziął połowę. Rozłożyli je na stanowiskach.
Ludzie spoglądali na siebie w popłochu.
- Zaprasza...my.
Podszedł do pierwszego lepszego staruszka, po czym
uświadomił sobie jedną kluczową rzecz: „nie ma herbaty! Magister
Helena zawsze rozdaje herbatę!” - Przepraszam pana najmocniej, zaraz wrócę.
- A skąd wiedzieć mam, czy szanowny pan nie idzie po
podpowiedź? – mruknął pół żartem, pół serio. - Idę zrobić dla wszystkich herbatę.
- Tak w środku partii?
- Nie spocznę, póki nie będzie tak, jak za czasów panowania
Magister Heleny! Remis? - Remis.
Szachiści pili herbatę w ogrodzie, za którego płotem
przejeżdżały pociągi. Ich trąbienie syntetyzowało odgłosy starego
radia i nauczycielki śpiewu z mieszkania obok. Bitterböse rozkładał
dzieciaki na łopatki, a jego na łopatki rozkładali staruszkowie.
Ciepło słoneczne zaczynało sprawiać im już przyjemność.
Od dziś zakazana jest „praca” i „robota”!
Tylko nadprodukcja może uratować świat!
Ale ci pracownicy są głupi! Otrzymują zwolnienie z czynności
rewalidacyjnych nad duszami jakieś pięć razy na noc, i tak już od
dwóch tygodni! Nikt nic nie mówi Florkowskiej, nikt nie podważa
jej decyzji! A dusze latają po świecie i latają! Wstępują w takie
organizmy, jakie tylko im się podobają, niezależnie od potencjału!