Humory pedagogiczne

(Kasia Kuszak) #1

poszukiwań, wręcz przeciwnie – uznały je za niepotrzebną fatygę.
Zelotypia była już wystarczająco zmęczona dziesięciomiesięczną
ciążą. Zastanawiały się jednak, czy on, jako chłopiec, wykorzysta
swoje życie inaczej, nie musząc martwić się o karmienie i
przewijanie jakiegokolwiek dziecka (skoro każdy mężczyzna ucieka,
to czemu Bitterböse nie miałby uciec od tej, której zrobiłby
dzieciaka? – myślały).


Był intensywnie żywiony i równie intensywnie przewijany,
cyklicznie, po kilkanaście razy na dobę. Raz przez Zelotypię, raz
przez Babisię. Zelotypia zachwycała się jego okrągłymi kształtami.
Męczył się po przebiegnięciu się z jednego końca domu na drugi,
ale był JEJ – wyrósł w jej macicy, dzięki programowi
biologicznemu, stało się to tak po prostu, że otrzymał dwie ręce,
dwie nogi, głowę na karku, tułów, tors, głos i te rude włosy, co
mnożyły prędko swą długość – a ona nawet nie musiała myśleć,
biologia na wszystko miała sposób!


Wypadało go posłać do szkoły. Oto regularnie zaczął
opuszczać dom i cmentarz, tereny jakże dobrze mu znane. Lubił
mówić o tym, że mieszka na cmentarzu. Nie lubił przyjmować
śmiechów spod nosów innych dzieci i wytrzeszczonych oczu
nauczycieli.
A przecież jego dom był taki fajny! Było tam przyjemnie i
ciemno. Zawsze chodził telewizor z kolorowymi serialami. Siedział
mamie na kolanach, a mama na kanapie. Czuł ciepło jej nagiej
skóry. Babisia dawała dobre słodycze i zabierała go na cmentarz.
Brała grabki, miotłę i ścierkę. Chodzili na opuszczone groby. Robili

Free download pdf