Przez wiele lat Florkowska czekała na dzień, w którym będzie się
musiała zastanowić, jak miała na imię jej pierwsza miłość. Do tego
jednak nie doszło, ale przyczyną ów stanu rzeczy nie była
konieczność mijania się dzień w dzień w drodze na Uniwersytet w
Grodziszczku, kiedy wręcz głupio byłoby jej nie pozdrowić go w
zakrystii. Oj, nie – do tego zdążyła nabrać już stosownego dystansu,
a pomogła jej w tym nauka i sztuka.
Tej pierwszej miłości zdecydowanie nie szło nazwać nawet
relacją, lecz bardziej kwestią – kwestią jego w jej życiu, albo
elementem – elementem jego osoby w życiu przyszłej inżynier
Florkowskiej. Zresztą – czy można mówić o miłości, która jest
romantyczna i świadoma, a jednocześnie występuje u dziecka, a na
dodatek kierowana jest ku innemu dziecku? Czy można mówić o
miłości, która jest jednostronna, w której zabrakło kontaktu
między zainteresowaną a niezainteresowanym?
„Miłość do obrazu, nie człowieka” – nazywała ją potem
Florkowska w swoich powieściach, bowiem człowiek ten był jej
inspiracją literacką. Przekonana była jednocześnie, że literatura
będzie pomocna w zrozumieniu jego motywacji, bo coś się
Florkowskiej non stop wydawało niejasne. Tym sposobem najpierw
żyła, potem obserwowała, a na koniec pisała.
Kalendarium okresu literackiego:
4 klasa SP:
Sunom dópskami po ławce
Spyhajom swe dópska, by tamci spadli
I weszli znuw na ławkę
I głośno jest i śmieszno