- Nie, nie to mam na myśli – zaprzeczyłam szybko, bo mężczyzna brzmiał, jakby
podejrzewał mnie o szaleństwo. – Ja po prostu tak reaguję na ludzi. Dlatego też pytałam o
zwolnienie z pracy. Czy naprawdę nie można z tym nic zrobić? - Proszę pani, teoretycznie wszystko jest możliwe, ale ja na pewno nie dam pani
żadnego zwolnienia z pracy – stwierdził lekarz. – Czy była pani u doradcy personalnego? - Tak, wielokrotnie! Byłam też u doradcy zawodowego, biorę udział w spotkaniach
grupy wsparcia... - W takim razie na pewno wyleczyła się już pani ze wszystkich niepożądanych
emocji. - Niestety jednak nie – zaprzeczyłam, starając się brzmieć łagodnie, ale jednocześnie
przekonująco. – Odczuwam ciągły lęk, kiedy spotykam ludzi. I wszystkie moje objawy
nasilają się wraz z nim.
Doktor spojrzał na mnie z mordem w oczach. - Powiedziałem, że na pewno wyleczyła się pani ze swoich problemów
emocjonalnych, jeśli pracowała pani nad nimi rzetelnie i uczciwie ze specjalistami! –
oznajmił głośno. – A jeśli nie, to widocznie wcale nie chce się z nich pani wyleczyć. Niech
idzie pani jeszcze do tego psychiatry i niech nie szuka pani ucieczki od prawdziwych
problemów, które są wypisane na pani Plakietce. To tyle z mojej strony.
Mężczyzna podniósł się i odszedł zdecydowanym krokiem. Zostałam sama z
rozchodzącą się po moim ciele paniką i poczułam, jakbym utraciła wszystkie nadzieje i
radości, które wiązałam z opuszczeniem tego szpitala. Bo co z tego, że wrócę teraz do domu,
skoro właśnie dowiedziałam się, że mój organizm toczy się ku jakiejś bliżej
niezidentyfikowanej autodestrukcyjnej chorobie i w niedalekiej przyszłości może to
przynieść o wiele większe cierpienie niż to, które odczuwałam obecnie, a to wydawało mi się
w ogóle niewyobrażalne.
Żałowałam ponadto, że nie udało mi się zapytać doktora, ile jeszcze czasu mi zostało.
To znaczy, jak szybko może postępować ta choroba czy też zaburzenie, kiedy nadejdą te
rzekomo silne bóle i nieodwracalna utrata sił, która będzie mogła pozbawić mnie nawet
możliwości wykonywania podstawowych czynności życiowych. Byłam świadoma, że po
części nie zadałam tego pytania celowo, bo bałam się usłyszeć odpowiedź. Z drugiej strony
było to jednak niezmiernie nierozsądne. Pomyślałam, że powinnam zapytać o to jakiegoś
specjalistę na wizycie lekarskiej przy najbliższej okazji.
Fakt, że choroba mogła doprowadzić mnie do śmierci dawał mi wbrew pozorom
najwięcej nadziei. Byłam przekonana, że po tak długim, silnym i nieprzerwanym cierpieniu
dostanę się wreszcie do szczęśliwej wieczności, niezależnie od tego, co znajdowało się na
mojej Plakietce i wszelkich istniejących dokumentach oraz niezależnie od tego, co
przepowiadali mi ludzie. Rzecz jasna, ludzie często przepowiadali mi bowiem, że będę
bardzo cierpieć po śmierci, a raczej, że wtedy dopiero będę cierpieć „naprawdę”, ukarana za
swoje doczesne niegodziwości. Jednocześnie zdarzało mi się słyszeć również i o tym, że to
nie ludzie mają oceniać mnie w ostateczności i starałam się żyć nadzieją, że nie wszystkie
ludzkie oskarżenia, które słyszę na co dzień, okażą się w istocie słuszne. Martwiłam się
jedynie, że mogę sobie na nie nie zasłużyć przez jakiś wybryk mojego umysłu, przez jakieś
śmiertelne zaślepienie, z którego nie zdawałabym sobie sprawy. Nie mogłam przecież
powiedzieć, że zawsze myślałam dobrze o ludziach i że w moich myślach nie było ani
tatianarevelion
(TatianaRevelion)
#1