osób trzyma swoje Plakietki pod krzesłami, w każdym razie na to wyglądało i już chciałam
pójść za ich przykładem i zrobić to samo, ale oczywiście zawahałam się o sekundę zbyt długo
i zamiast sięgnąć po swoją etykietę, natrafiłam wzrokiem na Sabinę, która machała do mnie,
uśmiechając się szeroko.
- Cześć! – powiedziała głośno, jako że siedziałyśmy w dość znacznej odległości od
siebie. - Hej! – odpowiedziałam, robiąc jakieś dyskretne machnięcie w jej stronę.
Sabina wyglądała, jakby chciała mnie o coś zapytać, ale w tej chwili Gizela poprosiła
wszystkich o ciszę i oznajmiła: - Kochani, wiem, że spotkanie trwa, ale bardzo się cieszę – i mam nadzieję, że
wszyscy się cieszymy – że możemy powitać wśród nas nową koleżankę – Gizela spojrzała na
mnie z uśmiechem i chyba jakimś oczekiwaniem, a ja powiedziałam jeszcze raz „Hej!” oraz
„Witajcie!” i zrobiłam jakieś niedbałe machnięcie ręką, żeby nie było, że udaję niesłyszącą.
Następnie Gizela poprosiła mnie o przedstawienie się, zaznaczając, że mam
powiedzieć tyle, ile chcę i ile jestem w stanie. Powiedziałam zatem, starając się zapanować
nad drżeniem głosu, że poznałam Stowarzyszenie Nieformalnego Cierpienia dzięki Sabinie,
kiedy spotkałyśmy się w szpitalu i dopiero dowiaduję się, na czym polega uczestnictwo w
nim, ale jak na razie wszystko wydaje mi się bardzo zachęcające i jestem wdzięczna, że mogę
do nich dołączyć. Powiedziałam też, że mam problem z tym, jak jestem odbierana przez ludzi
i że moja Plakietka bardzo wyraźnie na to wskazuje. I tak zresztą wszyscy na nią patrzyli. W
nagłym przypływie odwagi, a raczej palącego pragnienia powiedziałam, że ostatnio
znalazłam na ulicy gazetę, w której było o mnie napisane i zapytałam z napięciem, czy
przypadkiem ktoś nie kojarzy mnie z ulicy.
Niektórzy popatrzyli po sobie, uśmiechając się z politowaniem i kiwając głowami. - Ewidentny przypadek alergiczki – skomentowała znowu Marika, ta, która na
początku skomentowała moje miejsce.
Kilka osób zapewniło mnie niemrawo, że absolutnie mnie nie kojarzy. - Dlaczego w ogóle ktoś z nas miałby cię kojarzyć? – zapytała jedna dziewczyna. –
Przecież na ulicach mija się masę ludzi. - No nie wiem, mówiłam, że napisali o mnie w gazecie i wygląda to tak, jakby znało
mnie już co najmniej pół miasta. Wiem, że to dziwnie brzmi i naprawdę wcale się z tego nie
cieszę, ale taka jest niestety prawda!
Wydawało mi się, że nikt mi nie uwierzył. Chyba połowa grupy w ogóle na mnie nie
patrzyła i sama nie wiedziałam, czy się z tego cieszyć. Gdyby spojrzenia wszystkich były we
mnie utkwione, czułabym jeszcze większą presję i wtedy na pewno usłyszałabym od kogoś,
że „Ola chce znowu zwrócić na siebie uwagę”. Z drugiej strony, teraz czułam się tak, jakby
moja wypowiedź została zignorowana i jakby na przykład Adrian, siedzący po drugiej stronie
naszego koła i mówiący coś do siedzącego obok kolegi, dawał mi do zrozumienia: „To jest
tak idiotyczne, że nie zasługuje nawet na odpowiedź”.
Tak naprawdę nie było to jednak nawet fizycznie możliwe, żeby oczy wszystkich
były we mnie utkwione. Choć w przypadku zdecydowanej większości panowanie nad
wzrokiem nie powinno stanowić żadnego problemu, jedna kobieta z nieznanych mi przyczyn
miała na oczach czarną opaskę. Jeden pan natomiast, chyba jeden z najstarszych w grupie,
miał założone ciemne okulary i taką białą laskę opartą o krzesło, pomyślałam więc, że mógł