- To nie jest szpital – zauważył Eric, mężczyzna, który podszedł do mnie na korytarzu
przed spotkaniem. – Nie mamy formalnie ograniczonej liczby miejsc. Jestem przekonany, że
w razie potrzeby poradzilibyśmy sobie razem. - No, ale trzeba przyznać, że względy techniczno-ekonomiczne też robią swoje –
wtrącił Serafin. – Dlatego dziękujemy Marice, że do nas dołączyła i postanowiła nam pomóc.
Siostra Eleny uśmiechnęła się i powiedziała, że nie mogłaby przecież postąpić inaczej
i sama również cieszy się, że poznała Stowarzyszenie Nieformalnego Cierpienia. A poza tym,
dla każdego jest chyba lepiej mieć swój własny kąt do mieszkania.
Kilka osób pokiwało głowami, a Sabina odezwała się: - Ja niestety nie mam takiego szczęścia... Ja mieszkam tutaj, podobnie jak niektórzy z nas –
wyjaśniła, spoglądając na mnie. – To znaczy, mam niby swój dom, w którym mieszkałam
razem z rodziną jeszcze rok temu, już po wypadku i teoretycznie wiem, że mogę tam wrócić,
ale mieszkanie tam po wypadku było potwornym utrapieniem. Nawet nie to, że nie mogłam
prawie nic robić sama i stałam się fizycznie zależna od moich bliskich. Najgorsze było to, że
moi rodzice i mój brat byli przekonani, że ja sama weszłam pod ten samochód. Tłumaczyłam
im to milion razy, ale oni za nic nie dawali się przekonać. Po prostu myśleli tak, jak myśleli
wszyscy ludzie wokół – świadkowie wypadku, lekarze... Oczywiście władze odmówiły mi
statusu niepełnosprawnej i moje życie w społeczeństwie, a nawet w domu stało się istnym
piekłem. Na szczęście Melania była jedną z osób, które opiekowały się mną w szpitalu po
wypadku i szybko wciągnęła mnie w nasze stowarzyszenie. Zdecydowałam się tu
zamieszkać, nie mówiąc o tym mojej rodzinie. To znaczy, powiedziałam im, że
wyprowadzam się do znajomych, bo nie chcę ich dłużej obciążać i w zasadzie poniekąd była
to prawda. Mieszkam tu zresztą razem z moją przyjaciółką, Klarą. Ona nie mieszka tu
wprawdzie na razie na stałe, ale generalnie mieszka chyba więcej tu niż we własnym domu.
Klary niestety dzisiaj nie ma, bo musiała iść do urzędu. W każdym razie, ona jest moją
najlepszą przyjaciółką od wielu lat i bardzo pomaga mi od czasu wypadku. Naprawdę nie
wiem, co bym bez niej zrobiła. Również Melania jest tu dla mnie ogromnym wsparciem w
codziennym życiu. I Eric. I w ogóle wszyscy – Sabina uśmiechnęła się, patrząc na kolejne
osoby. – Oczywiście nie mogłam jednak powiedzieć o stowarzyszeniu moim rodzicom, bo
skoro nie uwierzyli mi nawet, że nie weszłam celowo pod samochód, to tym bardziej nie
zaakceptowaliby takiej kontrowersyjnej organizacji jak nasza. Moi rodzice niestety bardzo
popierają system plakietkowy... - Chyba większość z nas musi ukrywać swoją przynależność do stowarzyszenia nawet
przed bliskimi – zauważyła jakaś dziewczyna, która jeszcze się nie przedstawiła i ziewnęła
potężnie, zasłaniając buzię ręką.
Sabina pokiwała głową i wspomniała jeszcze, że podobnie jak Adrian, czeka na
operację w szpitalu dzikusów, ale nie wiadomo, czy ta operacja kiedykolwiek się odbędzie.
Następnie oddała głos kolejnej osobie. W tej chwili jedna dziewczyna wstała z krzesła, jedna
z tych, które zwróciły moją uwagę na samym początku, bo jej włosy miały kolor jaskrawo
różowy i miała na sobie dużą fioletową bluzkę w białe grochy. W ręce trzymała swoją
Plakietkę. - Przepraszam, ale ja chyba muszę już wyjść – powiedziała takim tonem, jakby
naprawdę za coś przepraszała.
tatianarevelion
(TatianaRevelion)
#1