- Nie, wcale nie – zaprzeczyłam automatycznie. – Po prostu, ile mam patrzeć na
kogoś z was, no wiecie... - zaczęłam, ale złapałam się na tym, że sama nie wiedziałam, co
chciałam powiedzieć. Nie wiedziałam w istocie, gdzie chciałam patrzeć i do kogo się
odzywać. Urwałam zatem nieporadnie, a Leon i wujek Marian parsknęli śmiechem. - Jeśli masz jakiś problem z patrzeniem na nas, to nie będziemy cię zmuszać –
powiedział wujek ironicznie i po kolejnych kilku parsknięciach wszyscy powrócili do
rozmowy o osiągnięciach Michaliny. - Ja nigdy nie zapomnę – wtrącił nagle dziadek – jak Misia dała swoje pierwsze
przedstawienie.
„O, nie”, pomyślałam, bo wiedziałam doskonale, co miał na myśli. Kiedy miałyśmy z
Michaliną jakieś siedem czy osiem lat, uczestniczyłyśmy razem w zajęciach teatralnych dla
dzieci i pod koniec roku miałyśmy wystąpić w przedstawieniu. Jeśli chodziło o samo
przedstawienie, cieszyłam się oczywiście, że miałam okazję wziąć w nim udział i wystąpić
na scenie jak prawdziwa gwiazda. Byłam tylko niezadowolona, że nie dostałam głównej roli,
a za to dostała ją moja kuzynka. W dzień występu od rana odbyła się próba generalna i nie
wiem, kto to wymyślił (może nadzwyczaj uczynni rodzice Michaliny), w każdym razie próba
ta trwała kilka godzin, o wiele dłużej niż samo przedstawienie i kiedy skończyła się, byłam
tak zmęczona i zniechęcona, że nie miałam już ochoty nawet na sam występ. Podczas próby
pod ścianami stało mnóstwo ludzi, w części zapewne rodziców występujących dzieci, w
części jakichś pracowników kulturowo-medialnych, przez co na sali panowała niezwykle
oficjalna atmosfera. Moja rola podczas tej sztucznie wydłużonej próby ograniczała się
natomiast prawie wyłącznie do stania w miejscu i czekania na swoją kolej, co prowokowało
do powstania w mojej głowie przerażających wizji doszczętnie oburzonych reakcji tych
wszystkich osobistości na jakiekolwiek moje zachowanie odbiegające od tej roli. Stałam
zatem i czekałam, marząc o zniknięciu i wyrwaniu się spod tej absolutnej zależności, pod
którą bałam się nawet przysiąść na chwilę na podłodze, by dać moim nogom trochę
wytchnienia. Rozważałam już poważnie ucieczkę z tego miejsca przy najbliższej okazji, ale
kiedy moi rodzice przyszli nareszcie i poprosili mnie wprost, żebym została na
przedstawieniu, bo przecież włożyłam tyle pracy w przygotowanie się do niego,
postanowiłam zostać. Nie okazało się to jednak zupełnie dobrą decyzją, jako że znajdowałam
się w istocie na skraju wyczerpania oraz rozpaczy i ten wysiłek nie był już wart żadnego
przedstawienia, a już na pewno nie takiego, w którym grałam jakąś zacofaną rolę i pod
wpływem tych wszystkich tragicznych myśli wybuchłam w końcu płaczem w środku
spektaklu. Płaczącej osoby z założenia nie było oczywiście w tej scenie, ale Michalina
postanowiła zrobić z tej sytuacji doskonały użytek i zaczęła mówić spontanicznie o „tej
dziewczynce, która ciągle płacze”, zupełnie tak, jakby było to częścią przedstawienia. Po
zakończeniu uzyskała zaszczytny tytuł „tej, która uratowała przedstawienie”, a ja z kolei
zostałam tą, która „jeszcze nie dorosła do aktorstwa” i ludzie dziwili się, że to ja byłam od
Michaliny starsza, choćby tylko o rok.
Dziadek oczywiście opowiedział tę historię ze swojej perspektywy, a w momencie,
kiedy wspominał, jak rozpłakałam się na scenie i ludzie pytali się jeden przez drugiego, czy
to było naprawdę czy tylko tak dobrze grałam, wszyscy wybuchli śmiechem.
tatianarevelion
(TatianaRevelion)
#1