- Ależ oczywiście, że musiałam biec, skoro miałam taką okazję. Ostatecznie przecież
mam dzisiaj, tak jak zawsze, masę rzeczy do zrobienia w domu! - No, tak... Ja chyba dzisiaj... – zaczęłam, ale Deborah przerwała mi.
- To znaczy, oczywiście, wiecie – ja nigdy nie ma szans na zrobienie wszystkiego, co
chciałabym zrobić. Ale może mam jeszcze jakąś szansę na zrealizowanie przynajmniej
minimum z mojej dziennej listy.
Deborah wyjęła z torebki jakąś kartkę i spojrzała na nią. - To taki druzgocący widok, kiedy minęła już większość dnia, a ja zdołałam skreślić
tylko trzy pozycje z dziewięciu na dzisiaj...
Deborah sprawiała wrażenie, jakby mówiła raczej do Ilony niż do mnie, chociaż Ilona
chyba nie przejmowała się tym zbytnio, bo robiła coś na swoim telefonie. - Pięćdziesiąt osiem przyjeżdża za cztery minuty – stwierdziła nagle, odczytując
zapewne rozkład jazdy. – Ja chcę na pewno iść dzisiaj wcześnie spać, bo jutro przyjeżdżają
goście i muszę uważać, żeby nie wspomnieć im czegoś o naszym stowarzyszeniu. - To bardzo rozsądne z twojej strony – pochwaliła ją Deborah i spojrzała z powrotem
na swoją listę. - A jacy goście do ciebie przyjeżdżają? – zapytałam, starając się nie brzmieć
wścibsko, zanim Deborah zdążyła odezwać się ponownie. - Paru znajomych ze starej pracy – odparła Ilona, nie patrząc na mnie, tak jakby
chciała dodać: „I nie zadawaj więcej pytań, bo to jest męczące i kompletnie bezsensowne”.
Byłam przekonana, że gdyby nie Deborah, stałybyśmy tak dalej w milczeniu, aż do przyjazdu
któregoś z naszych autobusów. Deborah jednak odezwała się po chwili ponownie. - No więc, słuchajcie, co mam jeszcze dzisiaj do zrobienia. Zjeść obiad – bo
potrzebuję jeść, żeby żyć. Zrobić ćwiczenia – bo potrzebuję się ruszać, żeby zachować
zdrowie i przyzwoitą kondycję. Nakarmić kota i w ogóle zająć się nim, bo mój kot musi
przecież coś jeść, żeby przeżyć, a ja nie chcę uśmiercić swojego kota, bo uważam, że to
byłoby złe. Porozmawiać z koleżanką, bo dzwoniła do mnie ostatnio taka jedna, a już dawno
z nią nie rozmawiałam i obie chyba tego potrzebujemy... Być może dojdzie do tego jeszcze
rozmowa z rodzicami, jeśli oni też będą potrzebować, chociaż to być może uda mi się
połączyć z jedzeniem obiadu czy coś takiego... Posprzątać w pokoju, bo już dawno nie
myłam podłogi. Naprawić torebkę, bo rozwala mi się, zapewne dlatego, że sama ją uszyłam i
teraz tego żałuję. Dokończyć malowanie komody, bo nie po to ją złożyłam, żeby stała teraz
bez użytku... Jeśli starczy mi czasu to posklejam jeszcze parę kartonów, żeby zbudować
wreszcie ten domek, który montuję chyba od pół roku i zajrzę do moich nagrań z montażu
twórczego, bo to w końcu moje główne zajęcie życiowe. Może ktoś kiedyś przyjmie mnie
wreszcie do jakiejś firmy projektowej i zarobię dzięki temu parę groszy. I oczywiście muszę
się jeszcze pomodlić i poświęcić trochę czasu na refleksję duchową, jeśli chcę mieć jakąś
szansę na szczęśliwe życie po śmierci... Pomijam już, rzecz jasna... - Deborah, czy możesz już skończyć, proszę? – zapytała Ilona głosem, który bardziej
przypominał żądanie niż prośbę. - Przepraszam – kobieta westchnęła. – Nie rozumiem po prostu, jak wy jesteście w
stanie zrobić cokolwiek pożytecznego bez spisu. - A kto powiedział, że ja jestem w stanie zrobić coś pożytecznego?
tatianarevelion
(TatianaRevelion)
#1