powinnam się tylko pożegnać, tak jak zawsze, tak jakbyśmy mieli spotkać się z powrotem
kolejnego dnia. Na szczęście nikt nie spodziewał się po mnie pozostania na zajęciach
dodatkowych. Wiedziałam oczywiście, że nie powinnam mówić nic o tym, że odchodzę i
nigdy nie wrócę, bo skoro nie mogłam ufać Gizeli, to znaczy, że nie mogłam tu już ufać
nikomu. Z tego co się dowiedziałam, jedynie Violetta i Felix byli wtajemniczeni w nasz plan.
Domyśliłam się, że to dlatego Felixa nie było dzisiaj na zajęciach. Pewnie oboje pakowali się
już w domu, żeby jutro wyruszyć do Korsylii i pozbyć się raz na zawsze swojego
obywatelstwa i swoich przeklętych Plakietek. William już uciekł. Wszyscy uciekają. Za
chwilę nie będzie w społeczeństwie żadnych alergików niepospolitych... Termin ten nadal
brzmiał dla mnie jakoś idiotycznie, nawet w moich własnych myślach, ale musiałam
przyznać, że coś w tym jest.
Serafin i Melania już sobie poszli. Serafin poszedł do sali, w której odbywało się
jedno ze spotkań, a Melania wyszła z siedziby i prawdopodobnie poszła na górę. Nie
wiedziałam, gdzie była teraz Gizela. Spotkania, które się teraz odbywały, były w małych,
zwykle trzy- lub czteroosobowych grupkach, zależy ile osób zostało, i opiekunowie nie mieli
obowiązku uczestnictwa w nich. Zwykle zaglądali jednak do naszych pokoi, żeby sprawdzić,
jak sobie „radzimy”, czy po prostu dotrzymać nam towarzystwa. Podeszłam niepewnie do
wieszaków na korytarzu, żeby wziąć swoją kurtkę. Zza zamkniętych drzwi sali głównej
doszedł mnie jakiś śmiech. Wybuch grupowego śmiechu. Próbowałam odrzucić myśl, że
śmieją się ze mnie albo w celu zademonstrowania mi swojego szczęścia, do którego ja nigdy
nie będę miała dostępu. Nagle zauważyłam kogoś w jednym z pokoi, którego drzwi były
otwarte, i usłyszałam: „Jeśli Violetta wróci, będzie musiała pokazać nam swój głęboki żal...”.
- Alexo?! – był to głos Gizeli. Podeszłam sparaliżowana do otwartych drzwi
pomieszczenia i zobaczyłam przewodniczącą, Tinę oraz Blankę, siedzące razem przy stole. –
Wychodzisz już? - Tak, wychodzę – odpowiedziałam, starając się brzmieć naturalnie. Nie powinnam
się wcale dziwić, że ją spotkałam. To było przecież bardzo prawdopodobne. Ku mojemu
przerażeniu, Gizela wstała i podeszła do mnie. - Na pewno nie chcesz jeszcze porozmawiać?
- Nie, dzięki. Chyba już mi wystarczy na dzisiaj... – zerknęłam przelotnie na drzwi
gabinetu, z którego wyszłam i zastanowiłam się, czy powinnam dodać: „Właśnie odbyłam
gruntowną rozmowę z Melanią i Serafinem na temat mojego charakteru”. - W każdym razie pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć, kochana – Gizela
uśmiechnęła się do mnie życzliwie. - Dzięki – odpowiedziałam, stając się wewnątrz coraz bardziej niespokojna. Dlaczego
musiałam usłyszeć to od niej akurat teraz? - To cześć! – zawołała Tina, machając do mnie ręką.
- Do jutra – dodała Blanka.
Odpowiedziałam im „Cześć”, nie chcąc używać zwrotu „Do jutra” ani żadnego
innego wyrażenia, które mogłoby zabrzmieć podejrzanie bądź postawić mnie w konieczności
kłamstwa. Nie chciałam kłamać, ale nie chciałam też wystawiać mojego planu na ryzyko.
Uśmiechnęłam się raz jeszcze, przywołując na twarz wyraz wyważonego zamyślenia, i
wyszłam, zamykając za sobą starannie drzwi. Prawdopodobnie nie byłam nigdy dobrą
aktorką, ale nie wiem czy w tej sytuacji mogłabym zachować się dużo bardziej przekonująco.