- Nie wiem, to znaczy... Nic więcej chyba nie przychodzi mi teraz do głowy. Tak
naprawdę wszystkiego dowiemy się jutro. Musimy po prostu jechać w wyznaczone miejsca,
żeby spotkać się tam z wyznaczonymi osobami...
Poczekałam w milczeniu aż Violetta skończy opowiadać znany nam już dobrze plan,
mając nadzieję, że odbierze moje milczenie jako przejaw uważnego zainteresowania, podczas
gdy wewnątrz próbowałam zdecydować się, o co jeszcze chciałabym zapytać lub co jeszcze
mogłabym powiedzieć, by utrzymać ją przy słuchawce. Albo może raczej, czy nasza
rozmowa miała jeszcze w ogóle jakiś sens. - To jest naprawdę straszne... Ale zarazem takie niesamowite, prawda?! Naprawdę nie
chce mi się wierzyć w to, co mamy jutro zrobić – powiedziała w końcu typowym dla niej
głosem ambitnej uczennicy na egzaminie z umiejętności lektorskich.
Ja natomiast oznajmiłam wreszcie, że muszę już kończyć i brać się za pakowanie,
życzyłyśmy sobie dobrego wieczoru i pożegnałyśmy się. Chcąc mieć jak najwięcej trudnych
zadań za sobą, wybrałam od razu numer do Felixa. Felix nie powiedział mi nic nowego.
Wymieniliśmy się informacjami, które już znałam i dość prymitywnymi spostrzeżeniami na
ich temat. Chłopak nie wydawał się szczególnie zdziwiony, że do niego zadzwoniłam i
prawie od razu zaczął tłumaczyć, że też miał zamiar ze mną porozmawiać. Podziękował mi
nawet, że się do niego odezwałam, choć oczywiście nie omieszkał wspomnieć, że to „chyba
jedyna dobra rzecz, która kiedykolwiek ode mnie wyszła”. Niedługo później zadzwoniłam
jeszcze do tego Alfreda, starając się zignorować myśl, że nawet telefoniczny kontakt z
dzikusem może być niebezpieczny. Ostatecznie nasz jutrzejszy plan prezentował się o wiele
bardziej ryzykownie.
Alfred mówił niezwykle mało i właściwie przez cały czas miałam wrażenie, że
zadawałam mu tylko kolejne pytania, usiłując utrzymać jakoś naszą rozmowę w ryzach
normalności, a od niego usłyszałam wyłącznie parę zwięzłych potwierdzeń. Nie usłyszałam
jednak niczego, co mogłabym oficjalnie uznać za podejrzane i starałam się nie przejmować
swoimi nieszczególnie pozytywnymi wrażeniami. Może Alfred był po prostu człowiekiem
spokoju.
Do końca dnia pakowałam się i przygotowywałam do podróży. Na myśl o
opuszczeniu na zawsze swojego mieszkania czułam przede wszystkim ekscytację i może
jakąś słabą nutę melancholii i oczywiście lęku. Nie miałam pewności czy miejsce, do którego
dotrę będzie lepsze, ale miałam taką nadzieję. Układałam sobie w głowie, bez szczególnej
intencji, scenariusze na mój temat, które mogły powstać w głowach moich sąsiadów po moim
zniknięciu. Najpierw zauważą po prostu mój brak i będą się zastanawiać, czy zarobiłam sobie
wreszcie jakimś cudem na wakacje, czy może okazało się, że ktoś jednak zwariował i
postanowił zostać moim przyjacielem, zapraszając mnie do siebie, czy to ja zwariowałam i
upajając się swoją próżnością postanowiłam podjąć jakąś ambitną i atrakcyjną pracę w innym
mieście lub za granicą, czy znowu wepchnęłam się do szpitala lub do jakiegoś innego
ośrodka dla potrzebujących pomocy, czy zamknęłam się po prostu w domu i siedzę cicho jak
myszka w nadziei, że już nigdy nie będę musiała się z nikim konfrontować, czy oszalałam
doszczętnie, uciekłam i zostałam dzikuską, czy też może władze poszły wreszcie po rozum
do głowy i postanowiły mnie aresztować. Najtrudniejsze zadanie okazało się dla mnie jednak
przetrwanie nocy. Nie potrafiłam zostawić samych sobie wszystkich tych spraw, które
czekały mnie kolejnego dnia, wszystkich zaplanowanych skrupulatnie i oczekiwanych z
tatianarevelion
(TatianaRevelion)
#1