komunikacyjna była z reguły bezpieczna, ale nigdy nie było wiadomo, jak głęboko dokopią
się władze.
Dowiedzieliśmy się zatem, że cała nasza trójka, to znaczy ja, Violetta i Felix,
zostaliśmy ogłoszeni jako zbiegli zbrodniarze i nielegalni uciekinierze, których złapanie, gdy
tylko nadarzy się taka okazja, było pierwszorzędnym obowiązkiem każdego obywatela. W
tym kontekście pocieszał mnie jedynie fakt, że prawdopodobnie nikt nie oczekiwał wczoraj
mojego pojawienia się w Urzędzie. Niewiele lepiej przedstawiała się sytuacja naszych
opiekunów. Melania i Serafin znajdowali się pod nieustanną kuratelą i prawdopodobnie nie
zabrano im jeszcze telefonów wyłącznie ze względu na ich (dotychczasową) wyśmienitą
reputację. Reszta oddziału została natomiast podzielona. Prawdziwe motywy nie mogły
ukrywane i kiedy już wszystko wyszło na jaw, niektórzy opowiedzieli się po stronie
zwolenników alergików niepospolitych. Większość grupy została oczywiście w starym
miejscu pod opieką Gizeli i Paula, natomiast na czele nowej grupki stanęła Penelopa.
Dagmara nie pamiętała dokładnie, kto z nią jest, po tym, jak ostatnio z nią rozmawiała.
Powiedziała, że chyba niejaka Deborah, Sabina i Samuel. Zdziwiłam się trochę, bo
ostatecznie nie były to raczej osoby, które darzyły mnie jakąś szczególną sympatią czy
tolerancją, ale prawdopodobnie zdziwiłabym się, słysząc o każdej osobie. Ich sytuacja w
społeczeństwie formalnym przedstawiała się oczywiście bardzo niekorzystnie i coraz więcej
mówiło się o poważnym rozłamie w strukturach Stowarzyszenia Nieformalnego Cierpienia.
- W naszym stowarzyszeniu istnieją dwie grupy w kwestii opinii na temat tolerancji
alergików niepospolitych – wyjaśnił Derek. – Jedna z nich, to znaczy nasza, to zwolennicy
tolerancji osobników takich jak wy. My uważamy, że należy zapewnić wam opiekę i
ochronę, bo ostatecznie też jesteście naszymi bliźnimi, choć może nieco zbuntowanymi...
Druga grupa natomiast, do której tak naprawdę należy większość członków naszego
stowarzyszenia, to zwolennicy Bezpiecznej Przyszłości – grupy utworzonej w celu
zwalczania osobników określanych jako niebezpiecznych.
Poprawiłam się na krześle, by odzyskać czucie w rękach i nogach. Serce biło mi jak
oszalałe. Spojrzałam wokół siebie, ale poza Violettą i Felixem wszyscy wyglądali na
znudzonych, tak jakby znali już tę historię na pamięć. William wpatrywał się z powagą w
podłogę. Wyglądał zupełnie tak, jak zwykle wyglądał na spotkaniach oddziału w Herstin.
Nieobecny. - Jeśli obywatele działający w Bezpiecznej Przyszłości zdecydują się na współpracę z
władzami oficjalnymi, będziemy, rzecz jasna, poważnie zagrożeni – kontynuował Derek,
patrząc na nas z rodzajem politowania w oczach. – Na szczęście jak na razie, wszyscy
mieszkańcy naszej siedziby zgadzają się jednak co do tego, że nasza lokalizacja i w ogóle
istnienie naszej społeczności nie powinny być ujawnione. Nawet zwolennicy Bezpiecznej
Przyszłości. Ostatecznie dla wszystkich nie-obywateli ujawnienie się byłoby niezwykle
ryzykowne. Największe zagrożenie stanowią dla nas osoby takie jak Gizela i Paul –
obywatele działający w strukturach naszego stowarzyszenia i opowiadające się przeciwko
wam. - A co oni chcą z nami w ogóle zrobić? – zapytał Felix głosem, który chyba miał
brzmieć skrajnie obojętnie. - Nie wiemy dokładnie – odparła kobieta, która przyprowadziła nas do sali,
wzruszając ramionami. – Pewnie uwięzić, ukarać jakoś...