Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

wyglądu staruszka. Tym niemniej z miasteczka i okolic sporo osób zostało zmobilizowanych.
Wszystkich wywieziono do Siemiełowa, miasteczka pod Smoleńskiem, gdzie przechodzili
pierwsze szkolenia wojskowe, przed wysłaniem na front.
U nas w Niemenczynie porządki niewiele różniły się od okupacji niemieckiej.
Niemcy aresztowania przeprowadzali głównie w dzień, NKWD tylko w nocy. Kiedyś podczas
jednej z takich obław nasz znajomy Prowka przyprowadził pluton milicyjny do nas. W nocy
usłyszeliśmy łomotanie do drzwi i okrzyki: „Otwierać, milicja! Ojciec otworzył; wdarło się ze
czterech milicjantów na czele z ruskim oficerem. „Dokumenty!” - krzyknął do ojca. Ojciec podał
swój dowód osobisty, w którym przerobiona była data urodzenia, było to zrobione dobrze, ale
wzbudziło podejrzenie oficera. Bardzo długo przeglądał dowód i burczał pod nosem, że to
poddiełka (podróbka), ale inni milicjanci miejscowi powiedzieli, że znają ojca i to nie jest
poddiełka , więc przestał się czepiać. Potem chodzili po wszystkich pokojach i sprawdzali
każdego, nawet dzieciom odkrywali kołdry, żeby zobaczyć, czy przypadkiem nie jest to dorosły.
Trzeba przyznać, że Prowka wstydził się zajść do domu, stał w ogrodzie i czekał na swoich
bojcow.
Nazajutrz okazało się, że zabrano z miasteczka i okolic około dwustu osób, wśród
nich mojego kolegę, który miał już 16 lat. Nie byli to więźniowie sądzeni, akowcy ani ludzie
podejrzani o jakieś przestępstwo – byli to zwyczajni wolni obywatele. Wszystkich zwożono do
bożnicy żydowskiej, która była największym pomieszczeniem w okolicy, a następnie pędzono
ich pieszo do stacji kolejowej. Ponieważ most był zerwany, trzeba było przewieźć ich wraz z
obstawą promem przez Wilię. Mój kolega poślizgnął się na promie i wpadł do rzeki. Nie
pozwolono go ratować, oficer rosyjski, zanim inni się zorientowali, puścił serię z automatu i
przeciął go na pół. Martwego wyciągnęli z rzeki i nie pozwolili rodzicom zabrać ciała. Leżał na
brzegu z napisem „Polski bandyta”. Po paru dniach, w nocy, znajomi wykradli ciało i ksiądz po
kryjomu pochował chłopca zgodnie z obyczajem katolickim. Prawie codziennie kogoś
aresztowano. Najczęściej byli to żołnierze AK, którzy ukrywali się w domu, bądź rozbitkowie z
oddziałów leśnych, albo ludzie ze wsi, do których zaszli partyzanci po żywność, a oni nie
donieśli o tym władzom.
Na naszych terenach znany był niejaki Kranowski. Jak tylko przyszli Sowieci, zapisał
się do milicji. Wcześniej w czasie okupacji niemieckiej był w AK. Ojciec jego prawdopodobnie
współpracował z Niemcami, bo AK wydało na niego wyrok śmierci, który został wykonany. Od
tego czasu dla młodego Kranowskiego żołnierze AK byli największymi wrogami. Ponieważ miał
dużo znajomych w oddziałach i konspiracji po akcji „Burza”, to teraz po przyjściu Sowietów nie
tylko wydawał ich, lecz także sam jeździł i aresztował swoich kolegów. Na ogół bardzo rzadko
przyprowadzał aresztowanych do gminy. Jak opowiadano, namawiał aresztowanego do
ucieczki, a wtedy strzelał z bliskiej odległości w plecy i meldował, że aresztowany został
zastrzelony przy próbie ucieczki. AK wydało na niego wyrok śmierci, ale mimo wielu prób jego
wykonania, udawało mu się uniknąć śmierci. Dopiero w latach pięćdziesiątych spotkała go
zasłużona kara^3. Podobno zginął rozstrzelany przez partyzantów.


(^3) Młody Kranowski został rozstrzelany przez partyzantów w roku 1950.

Free download pdf