rozmowa, potem kawały, żarty i było bardzo sympatycznie. Mną zajęła się Jadzia – koleżanka
Tereski, z którą nie bardzo nam wychodziło spotykanie się, ale tym razem chyba obojgu nam
zależało na nawiązaniu bliższej przyjaźni.
Do zakończenia roku szkolnego niewiele zostało czasu, kasztany zaczęły kwitnąć. W
gimnazjum o przejściu do następnej klasy decydowały egzaminy z podstawowych
przedmiotów: języka polskiego, matematyki, fizyki, geografii i historii. Trochę trzeba było
popracować na przygotowanie się do egzaminów, to jednak nie przeszkadzało mi spotykać się
z Jadzią. Ulubionym miejscem tych spotkań była Góra Zamkowa i Park Bernardyński nad rzeką
Wilenką. Bardzo chciałem jej powiedzieć, że ją kocham, ale to dla mnie nie było takie proste,
byłem do dziewczyn nieśmiały. Odkładałem z dnia na dzień oświadczyny, mówiłem jej, że mam
jej do powiedzenia coś bardzo ważnego, ale zwlekałem z deklaracjami do następnego
spotkania. Wreszcie któregoś dnia spacerując po Parku Bernardyńskim, Jadzia męczyła mnie
chyba godzinę, żebym powiedział o co chodzi. O jakiej ważnej sprawie chcę jej powiedzieć? Ja
jak zwykle stchórzyłem i zacząłem wycofywać się z chęci zdradzenia mojej tajemnicy, aż ona
wreszcie powiedziała:.
- Chyba chcesz to samo powiedzieć, co ja tobie – kocham ciebie. Rozpromieniony
zatrzymałem się, wziąłem ją za obie ręce i prawie krzyknąłem! - Jadziu, nie! To ja ciebie kocham, od paru tygodni próbuję ci o tym powiedzieć.
Tego uczucia nie można opowiedzieć. To trzeba przeżyć. Jak na skrzydłach
pobiegliśmy na Górę Zamkową. Tam były zaciszne kąciki, gdzie można było usiąść pod
drzewem z dala od ludzkich oczu, przytulić kochaną dziewczynę i pocałować... tutaj przeżyłem
mój pierwszy pocałunek, pocałunek dojrzewającego mężczyzny z ledwie dojrzałą kobietą.
Zwarliśmy się ustami, przytuleni do siebie całym ciałem, czułem jak bije jej serce, słyszałem jak
łomoce moje, krew pulsowała u niej i u mnie tworząc chyba jeden krwioobieg, czas mijał, a my
nie mogliśmy się rozłączyć ba, nie chcieliśmy, było nam dobrze, mogliśmy tak trwać na zawsze.
Wiosenny zachód słońca i chłodny powiew wiatru przypomniał nam, że życie nie zatrzymało
się, oprócz nas i naszego szczęścia są nasi bliscy w domu, którzy martwią się, że nas tak długo
nie ma, a oprócz tego kasztany kwitną – egzaminy czekają. Odprowadziłem Jadzię do domu i
raźno poszedłem na Mostową. Janka początkowo denerwowała się, że tak późno wróciłem,
ale mój dobry humor udzielił się również jej i zaczęła się dopytywać co się stało, że jestem w
tak dobrym humorze? Trochę trzymałem ją w napięciu, ale później wszystko opowiedziałem.
Wcale nie śmiała się ze mnie i powiedziała, że już dawno Jadzia dopytywała ją o mnie.
Czas leciał, rozpoczęły się egzaminy, szły dosyć dobrze, więc zawsze znaleźliśmy
czas z Jadzią aby się spotkać. Teraz mogłem już przychodzić do niej do domu. Dziadek zawsze
otwierał drzwi i za każdym razem pytał mnie z jakiej jestem parafii, a potem co nowego w
polityce? Kiedy tych Ruskich wypędzą z Wilna? Obiecałem mu, że już niedługo. Wtedy
spokojnie siadał na swój fotel i dalej pogrążał się w czytaniu prasy.
Czas leciał szybko, egzaminy się rozpoczęły. Pewnego popołudnia wpadli do mnie
dwaj moi starsi koledzy Ryszard Jasiakiewicz i Mietek Kowalewski, spytali o siostrę –
powiedziałem, że wyjechała do Niemenczyna.