Słowa, które rzucają cień

(MateuszZeniuk) #1

do odkrycia. Nie chciałem wychodzić z cienia i nie stroniłem od ludzi, którzy podobnie jak ja nosili
okulary przeciwsłoneczne za dnia - wyblakły znaczeniem ogólności nie wprawiał mnie w poczucie
pełni, której szukałem w księżycu.


Nie istniałem zarazem w nieuchwytnym oddaleniu. Nasiąkałem cieniem powoli i powodo-
wałem w sobie uczucie ciągłego zagaszenia wszelkich melodii i impulsów, które mogły wyrwać
mnie z ukrycia. Byłem jak skryty cień, dzięki któremu mogłem pozostać obserwatorem i nie mia-
łem złudzeń – bo to nie ja determinowałem to wszystko. I nie pamiętałem w jaki sposób znalazłem
się w cieniu, który przywarł do mnie jak zjawisko i tak też tę czerń traktowałem, korzystając z niej
za każdym razem, kiedy tego potrzebowałem. Skryty cień stawał się moim odbiciem.


Nigdy nie myślałem o poranku. Każda sensowna myśl pojawiała się wieczorem tak, jakby
spokój wyciągnięty, oderwany od świata miał stanowić o moim wewnętrznym śnie.


Droga zdawała się nie gasnąć pomimo nadchodzącego zmierzchu. Zaraz miałem przeciąć
ostatnie szerokie skrzyżowanie. Trafiłem do blokowiska, gdzie mieszkała ona - moja jedyna kole-
żanka, która podobnie jak ja odznaczała się trywialnym i ignoranckim stosunkiem do życia układ-
nego w zgrzebne ramy co możesz, a czego nie.


Kiedy byłem sam zawsze myślałem o tym, czego pragnę, jakby pojedynczość istnienia mo-
gła nieskończenie wypełniać egzystencję. To, czego potrzebowałem lub to, czego pragnąłem za-
zwyczaj zamykało się w wewnętrznych wizualizacjach lub słowach, które miały paść w stronę mo-
jej osoby. Chciałem, aby życie wyglądało tak, a nie inaczej. Chciałem, aby nikt o mnie nie myślał.
Chciałem jedynie chwycić się poczucia tej drogi, która zdawała się kończyć w sensownym cieniu.


Zdawałem się sam przed sobą nieinteresujący i odrealniony, zaspokajany zatrzymaną na tle
ciemnego nieba chwilą, nie odnajdował sensów bieli dobrze zorganizowanej pod przykrywką deli-
katnej pełni.


Wszedłem do klatki schodowej, nie chwytając się poręczy, ani nie spoglądając na obdrapa-
ne, otynkowane ściany rozpuszczone bladą, pastelową farbą, której nikt nigdy nie odświeżał.


Drzwi były uchylone.W mieszkaniu było jeszcze kilka osób. Siedzieliśmy w dużym pokoju.
Nikt nie miał wstępu do jej pokoju, ponieważ nie lubiła, gdy ktoś tam przebywał. Noc upływała
w oparach rozmów na tematy ciągle te same, tylko treść się zmieniała. Festiwal muzyczny, na który
wybieraliśmy się od kilku tygodni, propozycja wyjścia na miasto do klubu, osobista sytuacja jedne-
go z kolegów, opowieść o deserze, jakiego wykonanie odbywało się zawsze w pojedynkę, za za-
mkniętymi drzwiami kuchni - składniki zdawały się dość dobre i znane: płatki migdałów, serek ma-
scarpone i białko oddzielone od żółtka, jakby te proste czynności kuchenne miały świadczyć o gór-

Free download pdf