Słowa, które rzucają cień

(MateuszZeniuk) #1

nolotności kulinarnych talentów.


Następnego dnia wyglądałem przez okno, pijąc kawę, jakby nie było sensu wy-chodzić do
sklepu po jeden tylko produkt. Widok na ulicę zasłoniętą częściowo drzewami urozma-icali ludzie
spacerujący lub jeżdżący rowerami. Popołudniowy tłum lubił przechadzać się wszelkimi
zalesionymi terenami tak, aby mijać się z uśmiechem, utwierdzając w beztroskim przeświadczeniu.


Zatopiłem się w domowych pieleszach i telewizji, która na programie informacyjnym koń-
czyła się, jakby to, co dzieje się wokół miało być upragnionym szumem. Wydarzenie za wydarze-
niem po pewnym czasie zaczęło się powtarzać, a z każdą godziną dochodziły nowe szczegóły, które
jednak nie uratowały blednących godzin, które powoli pokrywał zmierzch.


Poza treścią mó j umysł wypełniały reklamy, które sztuczną, rozentuzjazmowaną manierą
dźwięczały, aby przeskoczyć o kilka kanałów dalej. Tkwiłem w tym stanie, który przerywał aromat
drugiej, a potem trzeciej kawy. Sięgnąłem po telefon, aby przejrzeć minione wiadomości. Jedna
utkwiła mi w pamięci szczególnie. Odpisałem, jakby rozmowa telefoniczna była zbyt oczywista.


Siedziałem w swoim pokoju, który umeblowany z względnym wyszukaniem, lecz pełen
elektronicznych przedmiotów codziennego użytku, miał być odbiciem mojej duszy, jednak tego od-
bicia nie potrafiłem odnaleźć. Niezainteresowany taką reminiscencją myśli przerzuciłem telewizję
na inny kanał. Tym razem padło na film fabularny i doszło do mnie to przeświadczenie, że z tele-
wizją musi być coś nie tak, skoro na dziesiątkach, a nawet setkach kanałów puszczana jest ta sama
ilość filmów lub programów, a jak zwykle na nic ciekawego nie mogę natrafić.


Wszedłem do łazienki i spojrzałem głębokim wzrokiem w lustro. Nic od wczoraj się nie
zmieniło. Postanowiłem wyjść na spacer. Zegar wskazywał dziesiątą.


Uczucie pogłębiającego się wieczoru wpłynęło na mnie odświeżająco. Uwielbiam ten stan,
gdy nic się nie dzieje na mieście, a najjaskrawsze zdarzenia to nowe, gazowe latarnie, które bladym
światłem wypełniają betonową przestrzeń. Mniejszy ruch i liczba przechodniów mieszcząca się
w jednej garści wpływały dodatnio na moje zdrowie psychiczne, a pomiędzy momenty myśli wkra-
dały si ę widoki, które wymagały ode mnie niemal pełni oddechu - witryny sklepowe oświetlone
neonami, zaparkowany na ulicy samochód najwyższej chyba klasy, jakby jego właściciel wpadł na
chwilę i zasiedział się zbyt długo, pojedynczy przechodnie, którzy przecierając senne oczy, mierzyli
swoje spojrzenia długością drogi do domu i niebo przeszklone ciemną powierzchnią, błyszczące
migotliwą siecią gwiazd.


Po spacerze położyłem się na moim wiecznie rozścielonym łóżku, którego nieporządek
mógł świadczyć o artystycznym charakterze mojej osoby, ale były to zaledwie niesprawdzone do-

Free download pdf