Słowa, które rzucają cień

(MateuszZeniuk) #1

  • Może przekonam go do siebie.

  • Esejem to przekonam go ja!

  • Mam nadzieję i życzę ci tego. Przecież wiesz...

  • Nie zależy ci na t y m wszystkim.

  • Tak.

  • Na początku było słowo „Nie”. To jasne jak słońce. Bez zaprzeczenia nie byłoby istoty, po-
    nieważ wszystko co ma ograniczoną formę albo granice, musiało chociaż raz zostać zaprze-
    czonym.

  • A co ze słońcem? - zapytałem.

  • Słońce to inna bajka, nie uciekaj w kosmos. Mówię o filozofii.

  • No to człowiek, proszę bardzo, kto przeczy człowiekowi?

  • Sam sobie przeczy. Ja mu przeczę. - odpowiedział błyskotliwie.

  • Masz rację.

  • Nie ze wszystkiego można być najlepszym.

  • To prawda i też ci kiedyś to powiem. - uśmiechnąłem się i otworzyłem mu drzwi, bo docho-
    dziła godzina dziewiąta.


Dzień powoli mijał, a od wykładu do wykładu coraz bardziej zapominałem o porannym
olśnieniu. Środowisko akademickie sprzyjało wymianie poglądów i ogólnej towarzyskości. Myśla-
łem o tym, na ile na mnie wpływa to otoczenie, które traktowałem dość zewnętrznie. Na uniwersy-
tecie czułem się ciągle czymś pochłonięty. Miałem do tego przywilej spędzania długich godzin po-
grążony nad tematami, które mnie interesowały.


Studia ciekawiły mnie swoją złożonością, tym ile ludzi gromadziły i jak rozpowszechniały
swoją istotę wobec osób głodnych wiedzy albo ludzi, którzy po prostu tam byli i nawet zbiegiem
okoliczności stawali się częścią jakiegoś większego bytu, który funkcjonował w sferze intelektual-
nej, ale nie zawsze inteligenckiej, lecz czasem dotyczącej zainteresowań, czyli czegoś wolnego
i w miarę lekkiego. Dzień na uniwersytecie najczęściej zaczynałem od portierni, gdzie mówiłem
„Dzień dobry”. Obsługa budynku była ważnym elementem i te niebieskie fartuchy, które błyszczały

Free download pdf