nienia. Tak zazwyczaj było z tym, na czym najbardziej mi zależało, jakby moje starania i pokłady
zamierzeń mogły działać na moją niekorzyść – takie zrządzenie losu, które mi towarzyszyło było
zarazem, tak to sobie tłumaczyłem, było tchnieniem pozwalającym cieszyć się refleksami natury.
Spacer wyżynał ze mnie zarazem całe skoncentrowanie. Czułem się nieco zmęczony i pełny,
kiedy doszedłem do budynku uniwersytetu. Przed wejściem zaczepił mnie kolega z grupy, którego
nie zauważyłem.
- Cześć! Kumpla nie poznajesz? - powiedział z uśmiechem.
- Cześć. - uśmiechnąłem się i podałem mu rękę.
- Masz esej?
- Tak, a ty?
- Też.
- I co napisałeś?
- Że z mojego punktu widzenia człowiek to istota nadrzędna i niesamowita.
- Niesamowita?
- Otóż to. Przecież gdyby było inaczej, to nie mielibyśmy tych wszystkich dziedzin, na które
nie starcza odpowiedzi. - A ty znowu przeciwko filozofii?
- Tak.
- To po co to studiujesz? - wtrącił się ktoś trzeci, przysłuchujący się naszej rozmowie.
- Dla własnej przyjemności. Uważam, że akademizm jest w porządku.
- Też tak uważam. - uśmiechnąłem się.
- A ty o czym pisałeś?
- Wyszedłem z założenia, które przeczytałem w wierszu.
- Człowiek wobec ludzkości?
- Otóż to.
- Wiesz, że on nie lubi poezji.