Słowa, które rzucają cień

(MateuszZeniuk) #1

gonić nauki ścisłe, spotkać je i współtworzyć jedną naukę. Tak się powoli dzieje.


Ta wiedza niestety tkwi we mnie dość głęboko, co znaczy, że jestem świadom niepragma-
tycznego charakteru mojej ścieżki, którą obrałem z całym jej uwielbieniem i ciekawością. I nie
wiem dlaczego nie chcę tego zmienić i nie chcę korespondować w ten sposób, co wystawia mnie na
blade światło prawdy. Skoro to wiem, to dlaczego sobie przeczę? I co powiedziałby mi mój kolega,
którego spotkałem przed wejściem? Że skoro humanistyka przechodzi kryzys, to znaczy, że istnieje
ze wszystkimi swoimi pytaniami i nieodkrytymi odpowiedziami, które być może nigdy nie padną,
gdyż pytania zostały zadane, aby trwać samoistnie jak pustka, której możemy dosięgnąć, aby pomy-
lić się albo poddać obserwacjom - a niewiedza ta wzmaga ciekawość.


Środowisko akademickie miało również coś jeszcze, na przykład styl i postawy. Wielowy-
miarowość uniwersyteckiego charakteru działała na mnie zatem dwojako – pośrednio i bezpośred-
nio. Może podobnie było z korespondencją nauk? A jakie rozwiązanie ja bym znalazł? Czy nauki
humanistyczne mogą wskazywać kierunek, w jakim inne nauki powinny się rozwijać? A może jedy-
nie analizować ich dokonania, stając się wiernym sługą elektromagnetycznej rzeczywistości, która
być może kiedyś nas czeka? A może to tylko wydumane abstrakty? A może właśnie to i potrzeba
nam kolejnych nauk, które będą odpowiadać na rzeczywistość, stając się czymś więcej niż nauką
wpół humanistyczną, wpół ścisłą. Są pewne granice, których filozofia nie przeskoczy i są pewne
pytania odwieczne, na które nie znajdujemy odpowiedzi. Jedno jest pewne – jeden progres powodu-
je kolejny, a pragnienie rozwoju jest cechą wspólną przyrody i człowieka.


Po dniu spędzonym na uczelni postanowiłem uciąć sobie jeszcze jeden spacer, tym razem
powrotny. Popołudnie ciężkim, późnym słońcem opadało na otoczenie, blednąc powoli w zaciem-
nianych, pełnych barwach. Refleksy natury malowały się w zupełnie innych tonach, podkreślając
późniejącą porę, która spokojną pogodą napawała mnie uczuciem nadchodzącego zmierzchu - miał
rozlać się konturowym cieniem, jaki kładł się powoli, podkreślając zarysy architektury i przyrody
miejskiej.


Popołudnie rozpuszczone w powietrzu ciepłą zielenią liści, jasnym brzmieniem otoczenia,
przekwitającego dniem, pełną barwą nieba, które nabierało rozmytych akwareli chmur, zasłaniało
mój widok, jaki krył się w spacerze usnutym do domu po godzinach wyczerpujących tłokiem mia-
sta. Leniwe godziny, z których spływało zmęczenie i tkliwy połysk popołudnia wytwarzały przeje-
dzoną aurę, która zapuszczała mgliste spojrzenie na zapadający powoli zmierzch.


Pomarańczowa, nieco zblakła aura zanosiła się szarością przeźrocza, które zasłaniało oddale
wprost dla ciemniejącego nieba, z jakiego opadały okruchy wieczornego tchnienia. Zmierzch osło-

Free download pdf