Słowa, które rzucają cień

(MateuszZeniuk) #1

nił otoczenie, wysysając z drzew brązowe i zielone refleksy, opatulając wszelką roślinność kłączem,
z jakiego sączyła się popielatość barw. Cienisty kolor natchnął otaczający mnie widok i trwał swo-
im przygaszeniem.


Wieczór zapadał czernią nieba. Rozpaliły się pierwsze lampy, rzucając błogie, lekko blade
i jasne światło, utkane okrągłym refleksem. Zza grubych zasłon chmur wyjrzał księżyc, który
oświetlił przestworza srebrną głębią i dął poblask na otoczenie, które skąpane w złotym cieniu wy-
dawało kłaść się do snu. Powoli gasły okna i coraz więcej ludzi znikało z ulic, aby powierzyć prze-
życia wieczorowi, jaki płomienił się czarnym światłem.


Noc przeszkliła się ciemnym zabarwieniem. Pierwsze pohukiwania wiatru zaniosły mrok
w przestrzeń, która obudziła głębię rozmytą po świecie. Księżyc oddalił pełnię światła, którego zni-
kome refleksy rozmywały się w oddali. Noc rozbrzmiała nicością zdarzeń. Pojedyncze ptaki ustąpi-
ły miejsca snu, który kołysał się barwą ciemni. Rozmazane w próżni kształty rozmywały się w po-
mruk nieba, które zgrzytało przygaszeniem chmur. Nie działo się nic. Noc przejęła tchnienie.


Powrót z uczelni zajął mi nieco dłużej niż zwykle. Chłonąłem piękno wolnej przestrzeni,
które swoją zwykłością wymagała ode mnie uwagi. Nie znalazłem nic szczególnego, tylko ten stan
trwał we mnie swoim urokiem pogody, która ściemnia się i jaśnieje.


Zanim wszedłem do domu minęło jeszcze kilka chwil/ zanim przejrzałem się w lustrze ła-
zienki minęło kilka chwil. Szedłem jak skryty cień, obserwując spokój i monotematyczność leśnego
pejzażu, który nocą nabierał jednak niemożliwych barw. Jak się tam znalazłem, co zapędziło mnie
w miejsce, które emanowało swoim pohukiwaniem i zgrzytem nietoperza? Chęć chłonięcia powie-
trza i samotnej pory. Wyciszyłem się i myślałem o wszystkim, co mogło wymagać ode mnie poje-
dynczości. Cała filozofia tkwiła w mojej pojedynczości, a noc zasnuta w środowisku natury zdawa-
ła się tym bardziej ciekawa, na ile w nią opadałem bez oglądania się za widokami, które powodują
natchnienie czymś zupełnie określonym i pełnym. Brak i zaprzeczenie strofowały mój spacer. Od-
szedłem od wszelkich pomysłów, które od razu po spełnionym obowiązku ponaglały mnie do
domu, do życia, do ognia, który nocą płonął innym światłem.


Nim wychynąłem z cienia, aby wrócić do domu, minęło kilka chwil. Z każdym kolejnym
krokiem czułem się inaczej. Coś we mnie zmieniało się w nierzeczywistym tempie i wymiarze, jak-
by coś niemożliwego stało się faktem dokonanym. Poczułem nieforemność mojego ciała, które pa-
miętałem dość dobrze i wydało mi się różne od ciała studenta filozofii, którym byłem jeszcze przed
chwilą. Włożyłem ręce do kieszeni i było to uczucie odmienne od tego, które pamiętałem. Wycią-
gnąłem dłonie przed siebie, ale ze względu na mroczną pogodę lasu, nic nie widziałem, jedynie

Free download pdf