Przystanek Politechnika

(Kasia Kuszak) #1

mój dowódca, nauczył mnie otwierania drzwi bez użycia


klucza, genialne,prawda, Amelijo?Właśnieponimimięma


mój syn. Dlatego nie wierzę już w zabobony, że nadanie


dziecku imienia po kimś wielkim sprawi, że odziedziczy po


nimcharakter.”Westchnęłam.„Jakniechceszdostaćsiędo


archiwów, to proszę bardzo, sama się włamuj do tej


cholernejcerkwi,jacipomagaćniemuszę!”


Iuśmiechnąłsięironicznie.


Bezdalszegowzdychaniaprzejęłamjegobrońijużwolałam


być kompletnie cicho, bo co jeśli on by nie żartował i


naprawdępozostałabymwystawionanapastwęlosu?!


A ja znowu to poczułam. Świat mi przed oczyma falował.


Agafon dał mi ten karabin, najpierw czułam, że muszę go


oprzeć o swoją nogę, a potem czułam, że muszę go sobie


zarzucićnaplecy,niekontrolowałamtego,jasnacholera,to


byłojaktikinerwowe.


I oto nastała tragedia. Broń wystrzeliła. Agafon nawet nie


pisnął,alejajużtak.


Nie,no,muszęgotaknazwać, nawetmimotego,jakbardzo


jestem mu za wszystko wdzięczna. Muszę sobie ulżyć!!!


JAKIM DEBILEM, TRZEBA BYĆ, ŻEBY ZAPOMNIEĆ O


ZABEZPIECZENIU STRZELBY! GÓWNO, A NIE


MYŚLIWY.


Kula poszybowała w niebo, na całe to szczęście w


nieszczęściu nie naruszając cerkwi, ale... nie oszczędziła


spłoszonej czapli trafiając ją (jeśliby wierzyć Agafonowi,


którymalepszywzrok)wszyję.


Jakbym dzisiaj nie naoglądała się już wystarczająco dużo


mięsa... Zwłoki z nieba na ziemię spadały. Pojedyncze


krople krwi spadły na chodnik przed świątynią, spadły na


jezdnię, spadłynapodwórkoNikolaja, a cała czaplatrafiła


prosto w okno jego domu. To było po prostu puknięcie.

Free download pdf