Przystanek Politechnika

(Kasia Kuszak) #1

mojej matki było lepiej. Ona wyprawiała rocznice w dni,
kiedytoonerzeczywiściewypadały,anieuciekałasiędotak
obłudnych praktyk, jak jej rodzona siostra. Docholery, ten
problem naprawdę mnie frustruje, i to potężnie. Gdyby ta
głupia„ciociaTosia”,jakjądawnotemunazywałam,miała
nasiebie jakiś plan, ale taki sprytny, toniepostępowałaby
tak. Nie szukałaby perspektywy zarobku w fałszywie
świętowanej rocznicy. Ona żyje w próżni, jest naiwna, nie
ma głowy na karku. Ach, zdawałoby się, że w tym miejscu
wychodzęnahipokrytkę,aletakniejest.Jarozegrałabymto
wszystko inaczej. Tak, jak już pisałam! Znalazłabym sobie
inną pracę i nie traktowała opieki nad muzeum jako moje
główne źródło zarobku. Nim zajmowałabym się po
godzinach,tymbardziej,żetoprzyjemna,niemęczącapraca.
Dziwięsię, żetomuzeum jeszcze istnieje. Tobezrefleksyjne
dziecko nieszanujące własnej genezy, najchętniej by je
porzuciłolubsprzedało.Atak,tojestemchociażja,Amelija.
Godzętozajęcienaukąw liceum. Wweekendyłapiępociąg
ze Złotej Wektorowej do Lubowa i pomagam ciotce to
wszystkoogarnąć.
Pff, pomagam. To zalekkie słowo.Odnoszę wrażenie, żeto
jajestemtutajgłównymmózgiem,koordynatorem.
Wtedy, w październiku,gdymuzeumostatecznieprzeszłona
Antoninę, byłam tak zrozpaczona, że przez kilka dni nie
mogłam chodzićdoszkoły. Pojawiłysięskrajne problemyz
agresją i ojciec nie chciał wypuszczać mnie z domu.
Strasznietęskniłam zaRoksaną.Brakowałomijejświńskich
żarcikówidźganiasiędługopisamiprawiedokrwi.
Naszepożegnanieniebyłotakie,jaksobiewyobrażałam,że
będzie. Krótkie, chaotyczne. Nie poprosiła nawet, bym
odprowadziłajądodomu. Stałyśmypodbudynkiem liceum,
gdy usłyszałam prośbę: „Od dziś mów mi Sergiusz, nie
Roksana,aleSergiusz,dośćmamnazywaniamniebabą.”
Zgodziłamsię,nawetniemającczasu,byzareagowaćnato
tak, jak chciałam. Nie okazałam mu wówczaswsparcia, bo
sampognałdodomu.

Free download pdf