poczułam doSergiusza i żefascynował mnie również przed
swoimcomingoutem.Nadaljestmiztym...faktemjakośtak
niekomfortowo. Druga połowa marca, kwiecień i maj były
jeszczedziwniejszymiczasami.Wówczasnicsięniezmieniło
prócz tego, że do moich „pseudo-miłosnych” zagwozdek
doczepiłsięniektoinny,jakJanMeilenstein.Onrzeczjasna
nic nie zrobił. Żył sobie spokojnie, w najlepsze, w
oddalonym o 15 kilometrów odZłotejWektorowejLubowie.
Wsamejszkolewidywałamgoekstremalnierzadko.
Właśnie to mnie przeraża... Fakt, żewszystko, co tyczy się
Meilensteina,dziejesięw obrębiemojejgłowy. Dlategocoś
podkusiło mnie, by pokręcić się pod budynkiem liceum w
dniumatury zpolskiego. Ucieszyłam się, gdy było mi dane
na niego popatrzeć przez kilkanaście minut i to mnie
niepokoi. Rodzaj szczęścia, jakie wówczas czułam był dość
specyficzny, jakby był zarezerwowany tylko dla Jana
Meilensteina.Inninienazwalibytegoszczęściem.
Następnegodniauznałam,żegokocham ichcępodążaćza
nim na Politechnikę Poznańską. Później zdobyłam jego
podręczniki do nauki matematyki, fizyki i informatyki w
zakresierozszerzonym.
Szczęściezwykleutożsamianejestzespokojemistabilizacją,
przysłowiowym piciem lampki wina ze swoją miłością. Ku
szczęściu można równie dobrze skakać ze spadochronem,
niektórym niewątpliwie daje to poczucie owej stabilizacji.
Robiąto,cowielbią.Sąpewnichęciskoku.
Ja tymczasem widząc Jana zdaję się być bliska atakowi
paniki.Jegowidokwywołujeumnieodruchybezwarunkowe,
takie jak przyspieszone niebezpiecznie bicie serca, odpływ
krwizkończynw kierunkumózgu. Głowamnieboli, czarno
misięrobiprzedoczyma.Ręcemisiępocą.Takmizostałoz
dzieciństwachyba.Codziwne,wtymstresieodnajdujęmoje
szczęście,awiem,jakbardzotoirracjonalneitoksyczne.
To był początek maja. Teraz, w czerwcu, ludzie zaczynają
masowowagarować.
kasia kuszak
(Kasia Kuszak)
#1