Humory pedagogiczne

(Kasia Kuszak) #1

przyspieszeniu rewalidacji dusz! Ilość rodzi jakość! Nie wiem, jak
można było o tym nie usłyszeć. Z dumą mogę otwarcie przedstawić
nowatorski model rewalidacji... a właściwie mogli go, Państwo,
doświadczać przez ostatnie tygodnie. Drodzy państwo, odciąża on
nas wszystkich, a jednocześnie uzdatnia dusze w
wewnątrzsterowność, o której wspominała już moja szanowna
koleżanka, inżynier Florkowska. Co tu dużo mówić, ha! Model
rewalidacji, który wprowadziłem, jest genialny. Jeszcze przed
moim pierwszym przyjazdem na Uniwersytet w Grodziszczku,
poddałem się deprywacji sensorycznej. Matka moja, Zelotypia,
pomogła mi zagospodarować skrytkę domową ku temu
przedsięwzięciu. Zakleiła okno i wysłała Babisię do sklepu, by ta
kupiła gąbki wygłuszające na ściany, podłogę i sufit. I choć nie były
to warunki wzorowe do deprywacji (zewsząd docierały tam kłótnie
kobiece lub cmentarne, albowiem mieszkam na cmentarzu
warszawskim), zadziałały one jak placebo. Deprywowałem wzrok
swój od bodźców w pełnej ciemni, jednak wciąż odbierałem kłótnie,
zapachy i wrażenia dotykowe. Przez nauszne słuchawki dościgały
mnie jadaczenia, plaśnięcia Zelotypii o Babisię i Babisi o Zelotypię,
turkot w ściany, sylaby przemocowe i opiekuńcze. Czasem szmery,
abym nie zapomniał przypadkiem, że poza skrytką trzymam
ulubioną swą rodzinę. Śmierdziało, ni to z cmentarza, ni to z domu
tego cmentarnego, ni to fekaliami, ni to naskórkiem, czosnkowymi
oddechami i kroplami potu. Ni to rozgotowana kapusta, ni to kawa.
I dotyk. Siedziałem nago. Przywierałem do podłogi mackami,
plecami, łydkami, a czasem i policzkami oraz czołem, odnosząc
wrażenie tłustości. Zbierałem wówczas wyobrażenia na temat
Uniwersytetu w Grodziszczku. Tworzyłem mózgiem obrazy
uniwersyteckie, pracownicze, inżynierskie. Widziałem przedmiot

Free download pdf