Humory pedagogiczne

(Kasia Kuszak) #1

„Nie na to się pisałem!” – zawrzało mu w głowie. A zirytował
się tak mocno, że nawet się nie zorientował, a stał już z Florkowską
na wzgórzu zwanym wulkanem i patrzył, jak szykuje Detektor Dusz
do pracy.
— Patrz, jak to się robi, a nie! – zwracała mu uwagę raz po raz,
kiedy tylko zauważyła, że jego wzrok błądzi. Sama siebie
oszukiwała, że Bitterböse spogląda w kierunku pól, a nie na nią.
— No przecież patrzę, patrzę! Jaki to ma sens, skoro teraz i
tak nie będę mógł jeszcze sam wykonywać tej pracy?
— Musisz się nauczyć przez obserwację.
— Nie lepiej by było, jakbyś mnie uczyła przez doświadczenie?
Jakbym sam wyłapywał te wszystkie dusze?
— Co ty gadasz! Dobrze wiesz, że jest jeszcze za wcześnie.
— Przecież ty tylko kręcisz pokrętłami teraz.
— „Aż” kręcę pokrętłami.
— Czyli do głupiego kręcenia pokrętłami magister psychologii
jest, twoim zdaniem, zbyt głupi?
— Nie o to chodzi! Ja, po inżynierii produkcji, też musiałam
przejść przez praktykę obserwacyjną, niby wszystko wiedziałam, a
okazywało się, że jednak nie.
— A co tu takiego do „niewiedzenia”? Kręcisz. Trzeba mieć
tylko sprawny nadgarstek. Nawet moją matkę mógłbym zaprzęgnąć
do tej roboty, a ona nic nie umie.
Florkowska wzięła głęboki wdech. I choć Bitterböse nadal
ględził coś o swojej matce, coś nakazało jej, by zadać pytanie:
— Kim jest twoja matka, że wychowała cię tak, a nie inaczej?
— Moja matka? Ma na imię Zelotypia. To oznacza zazdrość z
łacińskiego. Wydaje mi się, że wszystko, co robi wobec ludzi, jest
podyktowane zazdrością — Bitterböse zdawał się zdjąć wówczas

Free download pdf