Humory pedagogiczne

(Kasia Kuszak) #1

znajdzie, zabłysły nagle tuż obok szafy z sokiem. Wziął butelkę, ale
również żelki, spory kawał sernika i tabliczkę czekolady (w końcu
nikt mu nie mówił, co może jeść, a czego nie może!). Usadowił się
obok Florkowskiej. Skupić się musiał, aby nie zwlekać z jedzeniem,
by nie kontemplować, by nie myśleć już o widoku jej nagiego ciała,
nie fantazjować na jego temat, gdy wsuwała swoje zdrowe
kanapeczki, a jarmuż wchodził jej między zęby, a ta nawet nie była
tego świadoma.
— Ten sok się rozwadnia – zwróciła mu uwagę. – przecież to
jest niemal syrop w tej postaci.
Nie czekając, aż odpowie coś kąśliwie (jak to się już zdążyła
na nim poznać), uzupełniła wodą jego szklankę z sokiem.
— Co ty robisz! – pisnął, wstając. – Zepsułaś mój sok!
— No, zobacz! Nie będzie już taki słodki!
— Nie! Nie będę tego gówna pić! Żeby tak komuś sok
niszczyć... — powąchał go, a żołądek skurczył się, wywołując odruch
wymiotny. – Pijcie, albo idę to wylać.
Inżynierowie spojrzeli na siebie i nim zdążyli zareagować,
Bitterböse był już w drodze do zlewu. A potem wziął nową butelkę
soku porzeczkowego.
— O której zaczynamy? – spytał.
— Pewnie jakoś o dwudziestej pierwszej. Niebo jest
zachmurzone, to się szybciej ciemno zrobiło. – rzekł Marek.
— Jak to... dwudziestej pierwszej?! To po co żeśmy się budzili
wcześnie rano?!
— Przecież dwudziesta pierwsza jest za pół godziny.
Przespałeś prawie całą dobę. Wiesz zresztą, że tutaj obowiązuje
tylko nocna zmiana.

Free download pdf