W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

zauważyłam w tej części tylko dwie osoby – jedna starsza pani z zieloną opaską na głowie
siedząca na wózku inwalidzkim i patrząca przez okno oraz jeden starszy pan siedzący na
fotelu i czytający gazetę. Na mój widok oboje podnieśli wzrok i od razu poczułam się jak
intruz. Po chwili, chcąc nie chcąc, doszłam zresztą do recepcji, nie widząc nigdzie tylnego
wyjścia z oddziału, które miałam nadzieję tu znaleźć. Zza lady nagle ukazała się pielęgniarka
i spojrzała na mnie podejrzliwie.



  • Czego pani tu szuka? Przyszła pani kogoś odwiedzić? – zapytała.

  • Nie , nie przyszłam nikogo odwiedzić, tylko szukam wyjścia na zewnątrz –
    odpowiedziałam niepewnie.

  • Jak to, szuka pani wyjścia na zewnątrz? A jak pani tu weszła, w takim razie? –
    kontynuowała kobieta coraz bardziej podejrzliwym tonem i dziwiłam się, że od razu nie
    posądziła mnie o kłamstwo.

  • Weszłam z holu głównego. Szukałam wyjścia ze szpitala i...

  • A jak pani weszła do tego szpitala?! – pielęgniarka uniosła głos zdenerwowana.
    Najwyraźniej nie dotarło do niej jeszcze, że byłam pacjentką innego oddziału. Albo usiłowała
    zmusić mnie, żebym sama się do tego przyznała. Kiedy powiedziałam jej, z jakiego oddziału
    przyszłam, zrobiła dokładnie taką minę, jakby przyłapała mnie na jakimś gorącym uczynku.

  • I chciała się pani przespacerować? Po oddziale dla uprzywilejowanych, ciężko
    chorych ludzi? Pani, która ze swoją Plakietką powinna wstydzić się w ogóle pokazywać w
    tym szpitalu?!

  • Przepraszam, drzwi były otwarte – odpowiedziałam i prawie od razu tego
    pożałowałam. Było przecież jasne, że nie chodziło jej o kwestie techniczne, ale o kwestie
    przyzwoitego zachowania. Nie o kwestie czysto formalne, ale o nieformalne, po których
    poznawało się godność i wartość człowieka. Poza tym, drzwi nie były otwarte na oścież. Nie
    były jedynie zamknięte na klucz.

  • Nie wiem, coś mi się chyba pomyliło – dodałam szybko, mając naiwną nadzieję, że
    to załatwi sprawę. – Już wychodzę.
    Odwróciłam się i odeszłam zdecydowanym krokiem, zanim pielęgniarka zdążyła
    zareagować i zacząć wyrażać swoje oburzenie. Nie mogłam się doczekać, aż skręcę za róg
    korytarza i zniknę jej z oczu. Nie mogłam jednak iść zbyt szybko, bo wtedy posądzonoby
    mnie zapewne o skłonności do agresji albo po prostu ucieczkę, którą chciałam się uratować
    po dopuszczeniu się jakiegoś przestępstwa. Tak czy inaczej zresztą, na pewno zwróciłabym
    na siebie większą uwagę, biegnąc niż idąc w optymalnym tempie.
    Niestety, kiedy skręciłam za róg korytarza i zerknęłam jeszcze raz przelotnie do
    jakiejś sali (w ten sposób przynajmniej wyglądałam naturalniej), zostałam zatrzymana.
    Lekarz, który do mnie zawołał, wyszedł z otwartej sali i zapytał: „Czego pani tu szuka? Z
    jakiej racji podgląda pani uprzywilejowanych pacjentów? Odpowiedziałam mu to samo, co
    pielęgniarce z recepcji, jednak doktor nawet nie starał się ukryć swojego przekonania i od
    razu zapewnił mnie, że kłamię i że tak naprawdę przyszłam podglądać pacjentów.
    Utwierdziły go w tym ostatecznie napisy na mojej Plakietce i powiedział, że jeśli jeszcze raz
    się tu zjawię, osobiście dopilnuje, żebym została wydalona ze szpitala i zafunduje mi
    specjalną interwencję Służb Nadzorczych.
    Po wyjściu na hol obiecałam sobie od razu, że nie wejdę więcej na żaden oddział,
    nawet nieuprzywilejowany, i po niedługim czasie znalazłam w końcu wyjście na dwór. Park

Free download pdf