W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

nie zapytano mnie o to tylko dlatego, że obsługująca mnie urzędniczka miała już dość rzeczy
do wprowadzenia na mojej Plakietce i prawdopodobnie nie chciała tracić czasu na
wypytywanie mnie o szczegóły. Zwłaszcza, że ja i tak zawsze pozostawałam podejrzana.
Czasami natomiast wydawało mi się, że te wezwania były zupełnie przypadkowe i miały na
celu po prostu kontrolę mojej osoby albo zwyczajne przypomnienie mi, że cały czas pod
kontrolą się znajdowałam. Zdarzało się, że musiałam powiedzieć, dlaczego o jakiejś godzinie
któregoś dnia byłam w sklepie albo w parku i chociaż zwykle wystarczało odpowiedzieć, że
potrzebowałam zrobić zakupy albo iść na spacer dla zdrowia, za każdym razem miałam
wrażenie, że pod zadanym mi pytaniem kryło się o wiele więcej pośrednich pytań. Takich jak
to, dlaczego byłam w sklepie lub parku o godzinie, o której większość ludzi przebywa w
pracy? Albo po prostu, dlaczego byłam o tej porze w sklepie, a nie w parku lub na odwrót.
Jedynie dzikusy miały szansę na pozbycie się lokalizatora i był to kolejny powód, dla
którego kusiło mnie zostanie jedną z nich. Wprawdzie, z tego co wiedziałam, władze
społeczeństwa nie były skłonne do usuwania lokalizatora komukolwiek, bo chociaż dzikusy
miały formalnie wzbroniony wstęp na tereny zamieszkałe przez obywateli pod groźbą kary
śmierci, nikt nie mógł ich już dłużej kontrolować i nie było gwarancji, że któryś z nich nie
pojawi się ukradkiem w jakimś mieście. Jednocześnie jednak władze nie mogły zmusić
dzikusa do posiadania lokalizatora, bo wtedy status dzikusa w ogóle nie miałby sensu. Być
może dzikusy wykonywały tę operację samodzielnie, ale to też wydawało się dość wątpliwe,
jako że usunięcie lokalizatora nie jest wcale prostym zabiegiem, a ich społeczności nie
dysponowały raczej systemem zaawansowanej opieki medycznej.
Stojąc przed szklanymi drzwiami prowadzącymi do oddziału uprzywilejowanego,
musiałam zatem szybko wymyślić jakieś uzasadnienie, jeśli chciałam tam wejść, czując się
stosunkowo bezpiecznie. Teoretycznie mogłam powiedzieć, że szukałam wyjścia na dwór, bo
rzeczywiście jeszcze do żadnego nie doszłam i nie byłam pewna, gdzie powinnam się udać.
Choć, mówiąc szczerze, wydawało mi się, że przejście przez ten oddział nie byłoby
najkrótszą drogą do znalezienia drzwi wyjściowych. Wciąż byłam jednak ciekawa, czy w
środku rzeczywiście było tak cicho i spokojnie, jak wyglądało to z zewnątrz i ostatecznie
zdecydowałam się zaryzykować.
Kiedy przekroczyłam próg oddziału, od razu poczułam się, jakbym wkroczyła do
innego świata. Panująca tu cisza i wszechobecny spokój były niewątpliwie dostrzegalne i
wyczuwalne w porównaniu do zgiełku pozostałej części szpitala. Powietrze było tu jakby
lżejsze, przyjemniejsze, cieplejsze, a jednocześnie świeższe. Tak jak widziałam zza drzwi,
większość sal chorych była zamknięta, a kiedy przeszłam koło jednej, której drzwi były
akurat otwarte, zobaczyłam tylko dwa łóżka na dużej przestrzeni, jakiegoś chorego z żółtą
opaską na głowie siedzącego na jednym z nich i dwóch lekarzy stojących obok niego. Nie
przypatrywałam się tej scenie ani chwili dłużej, bo oczywiście natychmiast zwróciłabym na
siebie uwagę i zostałabym oskarżona o podglądanie. Poszłam zatem dalej powolnym krokiem
i zdążyłam zobaczyć jeszcze jedną otwartą salę, która okazała się zupełnie pusta i w której
znajdowało się tylko jedno łóżko, zanim doszłam do końca korytarza.
Po skręceniu za róg, za którym znajdował się kolejny korytarz tego oddziału,
zobaczyłam podobną scenerię, kolejne dwie otwarte sale, imponująco małe zagęszczenie i
lekarza obecnego przy każdym chorym. Spotkałam jeszcze jakiegoś pacjenta z lekarką,
kierujących się do jakichś drzwi i dwie pielęgniarki idące na przeciwko mnie. Poza nimi

Free download pdf