propozycji. Status „chorego na życzenie” był przyznawany niezwykle rzadko i wiązał się
oczywiście z fatalną oceną posiadacza takiej Plakietki, bo oznaczał on, że człowiek ten sam
przyczynił się do rozwoju swojej choroby. A jak wiadomo, takie sytuacje zdarzały się
niezwykle rzadko i były wystawione na niewątpliwą pogardę (tak jakby moja Plakietka nie
wywoływała już dostatecznie dużo pogardy). Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatnim
razem widziałam kogoś z takim statusem i nie wiedziałam nawet, czy kiedykolwiek kogoś
takiego spotkałam. Nie wiedziałam też, na jakiej podstawie można posądzić kogoś o akt
autodestrukcji. Chyba, że tak, jak zrobiono to ze mną. Domniemanie o przedawkowaniu
leków. Nadal nie mieściło mi się to w głowie, ale widziałam, że nie zdołam przekonać
doktora i jedyne, co mogłam w tej chwili zrobić, to poprosić, żeby nie przyznawał mi statusu
„chorej na życzenie”. Lepiej już było zostać formalnie zdrową.
- Dobrze, w takim razie pani Plakietka pozostaje na razie bez zmian – oznajmił
mężczyzna po usłyszeniu mojej prośby. - A co ze zdolnością do pracy? – zapytałam. – Skoro nie mogę być oficjalnie uznana
za chorą, czy mogę ubiegać się przynajmniej o status niezdolnej do pracy? Albo chociaż
niezdolnej do określonych prac? - Pani sobie chyba żartuje. Właśnie sama pani wybrała zachowanie statusu osoby
zdrowej, a gdyby nawet została pani uznana za „chorą na życzenie”, wciąż nie jest to
dostatecznie ciężki stan, żeby w ogóle myśleć o jakimś zwolnieniu z pracy! Trzeba po prostu
pokonać lenistwo, pani Olu! Przecież widzę, co ma pani nawypisywane na Plakietce! Chyba
nie sądzi pani, że lekarze są ślepi na Plakietki pacjentów?
Nie, nigdy tak nie sądziłam, ale szczerze mówiąc, miałam taką nadzieję. Miałam
nadzieję, że lekarze pracujący w szpitalach są (lub przynajmniej sami siebie za takich uznają)
tak pochłonięci pracą i kwestiami ściśle medycznymi, że starają się po prostu nie zwracać
uwagi na Plakietki ludzi. No, chyba że chcą sprawdzić czyjś status zdrowia i zestawić go ze
swoimi ocenami. Żeby jednak nie zauważyć mojej Plakietki i znajdujących się na niej uwag
dodatkowych, ktoś musiałby chyba naprawdę być zupełnie ślepy. - A jeśli mój stan się pogorszy? – podjęłam znowu, próbując zapanować nad drżeniem
głosu. - Proszę pani, powiedziałem już, że nie będę się z panią bawić w gry typu „Co by
było, gdyby?”. Ma pani nogi? Ma pani ręce? To znaczy, że może pani pracować! I zaręczam
pani, że usłyszy pani to samo od każdego urzędnika w Urzędzie Cywilnym. Naprawdę nie
zamierzam o tym dłużej dyskutować.
Próbowałam pocieszyć się faktem, że lekarz „nie chciał o tym dłużej dyskutować”,
bo gdybym usłyszała kolejne zapewnienie o tym, jak bardzo posiadanie kończyn usprawnia
mnie do pracy, nie wiedziałam, jak bym zareagowała. Mimo wszystko, chciałam jak najlepiej
wykorzystać okazję rozmowy z doktorem, dlatego, kiedy zapytał, czy mam jeszcze jakieś
pytania, odpowiedziałam, że tak. - Zauważyłam, że moje dolegliwości się nasilają, kiedy jestem między ludźmi –
powiedziałam, usiłując nie oczekiwać żadnej przychylnej odpowiedzi. - Co chce pani przez to powiedzieć? Wszyscy jesteśmy między ludźmi. Żyjemy
przecież razem na tym świecie! Chce pani oskarżyć innych obywateli o wywieranie na panią
jakiegoś negatywnego wpływu?