wreszcie jakieś własne pytanie. Poza tym, nie byłam pewna, czy naprawdę chciałam spotkać
się z jakąś grupą ludzi po wyjściu z tego gabinetu. Chciałam raczej zostać na chwilę sama i
ochłonąć. Podejrzewałam jednak, że nie zostałoby to dobrze przyjęte nawet w tak
kontrowersyjnej organizacji.
- Chcę jeszcze wyjaśnić kwestię naszego formalnego wizerunku – podjęła kobieta,
zanim zdecydowałam się odezwać. – Jak pani widzi, z oficjalnego punktu widzenia jesteśmy
zwyczajną grupą wsparcia działającą w przychodni medycznej „Świat Medyków”. Tak jak
mówiłam przez telefon, nasza przychodnia jest wpisana w oficjalny rejestr przychodni
medycznych znajdujących się na terenie naszego kraju i generalnie funkcjonuje na takich
samych zasadach jak inne przychodnie. Mało kto wie, że mieści się tu siedziba jakiegoś
stowarzyszenia. Nawet panie pracujące w rejestracji nie wiedzą, że jesteśmy tajną grupą. To
znaczy, może niektóre coś podejrzewają, nie wiem, ale na szczęście chyba nie mają odwagi o
nic zapytać, jako że to ja jestem dyrektorką tej placówki. - A dlaczego nie powiedziała mi pani przez telefon wprost, że to jest tajna grupa? –
zapytałam. – Przecież teraz i tak zostałam tu przyjęta i wszystkiego się dowiaduję. - Kiedy rozmawiałyśmy przez telefon, nie mogliśmy mieć jeszcze pewności, że pani
tu przyjdzie i zechce wszystkiego wysłuchać. Poza tym, nie chcemy ryzykować, że na
telefonie będzie jakiś podsłuch. A to teoretycznie zawsze może się zdarzyć. Zwłaszcza, jeśli
kontaktujemy się z kimś nowym. Rozumie pani, jesteśmy ostrożni. - A czy to nie jest nieostrożne, że ja się tu teraz wszystkiego dowiaduję i że wyjdę
stąd z tą wiedzą? Bo wyjdę, prawda? – zaczęłam się znów obawiać o swoją wolność. - Oczywiście, że pani wyjdzie! Tak jak mówiłam, na tą chwilę nie bylibyśmy nawet w
stanie zapewnić tu pani zakwaterowania. No, chyba, żeby się pani upierała. Ale wolelibyśmy
tego nie robić. To zawsze niesie ze sobą jakieś ryzyko wzbudzenia podejrzeń... - Rozumiem, rozumiem – odparłam szybko, nie chcąc tracić czasu na tłumaczenie, że
wcale mi na tym nie zależy, a nawet, że raczej na pewno nie przyjęłabym w ogóle takiego
zaproszenia. – Chciałam jeszcze zapytać, czy wasza działalność jest nielegalna? Dlaczego nie
możecie funkcjonować po prostu jako grupa wsparcia, skoro oficjalnie jesteście zatwierdzeni
przez władze pod tym tytułem i trzymać w sekrecie jedynie wasze kontakty z dzikusami?
Gizela uśmiechnęła się z politowaniem, jakbym właśnie powiedziała coś niezwykle
naiwnego. - Cieszę się, że o to pytasz. Rzeczywiście, mogłoby się wydawać, że nie robimy nic
nielegalnego i nie mamy powodu działać w takiej tajności. Jesteśmy przecież tylko grupą
działającą w celu wzajemnego wsparcia i według prawa takie grupy mają prawo istnieć.
Utrzymujemy wprawdzie kontakt z dzikusami, ale tylko w formie zdalnej albo ewentualnie
odwiedzając raz na jakiś czas ich siedziby. Prawdziwy problem tkwi jednak w naszej
ideologii – kobieta oparła się o blat biurka, patrząc na mnie z uwagą. – W pewien sposób
sprzeciwiamy się systemowi plakietkowemu, a to oznacza, że sprzeciwiamy się rządowi i
całemu społeczeństwu. Dlatego tak dbamy o to, żeby pozostać w jak największym sekrecie. - Rozumiem – odpowiedziałam po krótkiej chwili, próbując wyobrazić sobie, jak
zareagowałby urzędnik w Urzędzie Cywilnym, dowiadując się, że należę do grupy ludzi,
chcących zniszczyć kreowane przez nich z taką pieczołowitością Plakietki. – W takim razie
przyrzekam, że nie powiem nikomu o waszym stowarzyszeniu. Bałabym się zresztą o samą
siebie. Właściwie, już się boję. A co, jeśli ktoś się dowie, że tu jestem i odkryje nasze