W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

  • Przepraszam, ja jestem tylko na wizycie u pani Gizeli – odpowiedziałam, mając
    nadzieję, że zostanę prawidłowo zrozumiana.

  • Aaa! – powiedział mężczyzna przeciągłym głosem, jakby wszystko stało się nagle
    jasne. – A gdzie jest Gizela?

  • Poszła na chwilę do kuchni.
    Nie chciałam mówić, że przyszła przynieść mi wodę, bo pomyślałam, że mogłoby to
    postawić mnie w bardzo egoistycznym świetle. Nikogo tu jeszcze nie znałam, a już
    korzystałam ze wszystkich udogodnień. Mężczyzna pokiwał głową ze zrozumieniem, włożył
    ręce do kieszeni i chyba chciał mi zadać jeszcze jakieś pytanie, ale na szczęście w tej chwili
    Gizela wyszła zza rogu korytarza ze szklanką wody.

  • Eric? – zwróciła się do stojącego obok mnie pana. – Wszystko w porządku? To jest
    nasza nowa koleżanka – wskazała na mnie, podając mi szklankę.

  • Tak, tak, właśnie zaczynaliśmy rozmawiać! W takim razie, jak będzie gotowa to
    zapraszamy na spotkanie! – powiedział i odszedł, a Gizela spojrzała z powrotem na mnie.

  • Wyjdź, kiedy będziesz gotowa. Spotkanie potrwa jeszcze pewnie dobrą godzinę.

  • Dziękuję – odpowiedziałam i po chwili zamknęłam drzwi. Byłam niemal pewna, że
    kobieta stała jeszcze na korytarzu, nasłuchując, czy przekręcę klucz. Postanowiłam tego nie
    robić, przynajmniej na razie, bo pomimo wszystko miałam silne przeczucie, że zostanie to
    odebrane jako akt nieufności i odrzucenia z mojej strony. A może nawet zaczętoby
    podejrzewać, że sama mam przed nimi coś do ukrycia i że, na przykład, jestem tajnym
    agentem Służb Nadzorczych?
    Usiłując nie rozmyślać nad tą możliwością, rozejrzałam się po pokoju. Był średniej
    wielkości, dość przeciętnie umeblowany i miał trzy duże okna na przeciwległej ścianie.
    Podeszłam do nich i przysiadłam na parapecie. Okna wychodziły na ulicę, ale znajdowałam
    się na tyle wysoko, że widziałam przez nie nawet kawałek panoramy miasta. Duża część
    widoku była jednak zakryta przez wysokie drzewa i sąsiedni budynek o podobnej wysokości.
    Na jednym z balkonów tego budynku pojawił się zresztą nagle jakiś człowiek i chyba mnie
    zauważył. Zsunęłam się więc z parapetu, nie chcąc prowokować kolejnego człowieka do
    snucia podejrzeń na mój temat. Przyszłam tu przecież po to, żeby odpocząć od ludzi.
    Usiadłam za to w jednym z foteli, obok tego, na którym siedział wtedy tamten mężczyzna.
    Zastanawiałam się, jaką funkcję pełniło to pomieszczenie. Nikt tu raczej nie mieszkał,
    bo nie było łóżka, a kanapa nie wyglądała, jakby ktoś sypiał na niej co noc. Był stolik z
    krzesłami, a na nim leżały w nieładzie jakieś rzeczy. Pudełko, książki, karty, jakieś miski i
    niewielki laptop. Laptop? Zastanowiłam się, czy ci ludzie byli poważni, umieszczając mnie
    samą w pokoju z laptopem? Przecież mogłabym go ukraść. Albo zepsuć. Być może ktoś
    zapomniał go stąd po prostu zabrać. Na przykład ten Tristian czy Felix. A może jednak
    postanowili zaufać mi raz, a dobrze? Czułam się z tym jednak trochę nieswojo. Wiedziałam,
    że ci ludzie nie przywiązują takiej wagi do Plakietek, ale nie chciało mi się wierzyć, żeby
    ktokolwiek był skłonny tak szybko mi zaufać. Właściwie, nie sądziłam, żeby ktokolwiek był
    skłonny w ogóle mi zaufać.
    Postawiłam pustą szklankę na najbliższej szafce i zaczęłam żałować, że nie
    poprosiłam o więcej, bo ta jedna szklanka wody zdawała się wcale nie zmniejszyć mojego
    pragnienia. Postanowiłam jednak dać sobie najpierw trochę czasu i skorzystać z tego daru
    samotności, który tak wielkodusznie został mi podarowany. Nie mogłam się jednak do końca

Free download pdf