Wyszłyśmy w końcu z pokoju (okazało się, że Gizela miała klucz w kieszeni swojej
marynarki) i zostałam zaprowadzona do innego pomieszczenia, znajdującego się po drugiej
stronie korytarza.
- Tristian? – kobieta zatrzymała się, widząc młodego mężczyznę siedzącego w fotelu
w głębi pokoju. Spojrzał na nas, wyglądając, jakby został przyłapany na robieniu czegoś
nielegalnego. – Przepraszam, Felix. Czy możesz wyjść na chwilę, bo przyprowadziłam nową
koleżankę? To jest Ola i prawdopodobnie dzisiaj do nas dołączy.
Tristian – czy może raczej Felix – wstał, mruknął „Cześć”, nie zatrzymując na mnie
wzroku i wyszedł z pokoju. Ja też mruknęłam „Cześć” i od razu pożałowałam, że poprosiłam
o odosobniony pokój. Zastanawiałam się, czy nie powinnam poprosić teraz raczej o
możliwość pozostania w poprzednim pokoju, żeby nie zabierać tego pomieszczenia
chłopakowi, który właśnie został z niego wyproszony z mojego powodu, ale pomyślałam, że
tamten mógł być przecież jakimś tajnym gabinetem Gizeli, w którym nie chciała zostawiać
nikogo samego. Albo po prostu sama go potrzebowała. W każdym razie, zapewne miała jakiś
powód, żeby przyprowadzić mnie z niego tutaj. - Mam nadzieję, że nie sprawiłam nikomu problemu? – zapytałam, kiedy chłopak
wyszedł. - Dlaczego miałabyś sprawiać komuś problem? – Gizela wydawała się być bardziej
zirytowana moim pytaniem niż rzeczywistym problemem, który mogłabym sprawiać. - Mam na myśli, że nie chcę zajmować tego pokoju, jeśli jest on komuś potrzebny.
- Pani Olu, sama poprosiła pani o izolację. Jeśli pani chce, proszę zająć sobie ten
pokój na jakiś czas. Jestem przekonana, że Felix powiedziałby, gdyby potrzebował go teraz
jakoś szczególnie. Poza tym, wszyscy wiedzą, że nie mamy tylu pokoi, żeby wszystkich
odizolować. To znaczy, wszystkich alergików. Nieważne.
Poczułam, jakby ktoś powiedział mi właśnie „A teraz masz czego chciałaś” z
podtekstem, że to, co chciałam było jedynie ewidentną głupotą i złem. Nie spodziewałam się,
że Gizela zwróci się do mnie takim tonem. Żądanie izolacji brzmiało o wiele bardziej
kategorycznie i despotycznie niż niewinna sugestia zaprowadzenia mnie do odosobnionego
pokoju.
Kobieta weszła do środka pomieszczenia i wyjęła klucz z drzwi. - Może się pani nawet zamknąć od środka – powiedziała, podając mi miedziany
klucz. - Dziękuję – odpowiedziałam, biorąc do ręki mały przedmiot z niegasnącym
zdziwieniem i poczuciem winy oraz zastanawiając się, czy użycie go byłoby rozsądne.
Następnie Gizela odeszła, oznajmiając, że zaraz przyniesie mi wodę i zostawiając
mnie w pokoju z otwartymi drzwiami. Ja natomiast zaczęłam od razu żałować, że nie
postanowiłam jednak poprosić o możliwość pójścia do kuchni razem z nią. Stałam teraz w
otwartych drzwiach, słysząc raz po raz jakieś głosy i widząc kilka osób, wchodzących i
wychodzących zza wielkich drzwi mieszczących się na końcu korytarza. Jedna kobieta w
średnim wieku uśmiechnęła się do mnie z konsternacją, kiedy mnie zauważyła, jedna
dziewczyna przyspieszyła tylko wyraźnie kroku na mój widok, starając się chyba jak
najszybciej zejść mi z oczu, a jeden mężczyzna zatrzymał się obok i zapytał: - Dzień dobry, a co pani tu robi?