być niewidomy. Poza tym sporo osób, szczególnie po mojej stronie, po prostu patrzyło w
podłogę lub w jakiś bliżej nieokreślony punkt pomiędzy lub ponad nami. Pomyślałam, że
mogli to być ci alergicy i zrozumiałam nagle komentarz, który usłyszałam na początku od
Mariki.
- A masz przy sobie tę gazetę? – zapytał nagle Adrian, który okazał się jednak nie być
do końca wierny swojej strategii ignorowania mnie.
Choć nie spodziewałam się tego pytania akurat od niego, generalnie czekałam na nie.
Specjalnie zabrałam ze sobą tę gazetę, pchnięta jakimś intuicyjnym impulsem, ale tak
naprawdę nie wiedziałam, czy chcę ją komukolwiek w ogóle pokazywać. Gdybym była co do
tego przekonana, już dawno bym ją wyjęła. Teraz nie mogłam jednak udawać, że jej nie
mam, bo ktoś mógłby później dobrać się do mojej torebki i znaleźć tam tę nieszczęsną
gazetę, a nawet jeśli nie, i tak byłam pewna, że kłamstwo prędzej czy później wyszłoby na
jaw. A znając mnie, zapewne od razu byłoby po mnie widać, że coś ukrywam. Wyjęłam
zatem gazetę, starając się przekonać samą siebie, że pokazanie im tego artykułu jest jedynie
jak pokazanie rozszerzonej wersji mojej Plakietki, a zatem, biorąc pod uwagę charakter
ugrupowania, w którym się znalazłam, nie powinno być powodem do lęku.
Zaczęłam gorączkowo szukać artykułu, jednak ku mojemu zdziwieniu nie mogłam go
nigdzie znaleźć. Przewertowałam całą gazetę, ale po moim zdjęciu nie było ani śladu.
Powiedziałam w końcu, że nie mogę znaleźć tego artykułu, a pan siedzący obok Gizeli
odpowiedział, żebym się nie spieszyła i spokojnie przejrzała ją jeszcze raz. Zrobiłam to,
usiłując skoncentrować się na przeglądanej zawartości, chociaż ludzie wokół mnie zaczynali
rozmawiać ze sobą, zapewne o tym, jak się nudzą i jak bardzo dziwi ich, że można tak długo
przeglądać zwyczajną gazetę. Mojego artykułu ewidentnie nie było jednak na żadnej stronie i
nie było sensu szukać go dłużej. Moi obserwatorzy uznaliby wtedy zapewne, że bawię się ich
kosztem, udając że szukam czegoś, co nie istnieje albo że już dawno to znalazłam, ale po
prostu nie chcę się do tego przyznać. - Nie wiem, jak to się stało, ale nie mogę znaleźć tego artykułu – oświadczyłam,
zamykając gazetę. - Jest pani pewna, że to ta gazeta? I że nie wypadły czasami jakieś strony? – zapytał
znowu ten pan siedzący obok Gizeli. Denerwowało mnie trochę, że nie miał na sobie
Plakietki. Byłam jednak przekonana, że był jednym z przewodniczących. - Jestem pewna – oświadczyłam ponownie, o ile mogłam być jeszcze czegokolwiek
pewna. Wiedziałam jednak, że musiałam okazać im swoją pewność, jeśli ktokolwiek miał mi
uwierzyć. Poza tym, ja naprawdę nie rozumiałam, jak to się mogło stać i czułam się, jakbym
została oszukana. A w dodatku, jakbym teraz sama kogoś oszukiwała... - W takim razie proponuję, żeby zostawić na razie tę sprawę i wrócić do rozmowy.
Jeśli znajdzie pani ten artykuł później, może go nam pani zawsze pokazać.
Zgodziłam się i schowałam gazetę posłusznie do torebki, czując się przez wszystkich
obserwowana. Nie wszyscy byli już jednak maksymalnie skupieni na mojej osobie. Adrian
siedział teraz na pół odwrócony do jakiegoś innego mężczyzny i prowadził z nim wyraźną
rozmowę. Valeria patrzyła gdzieś w bok i zdawała się myśleć o czymś intensywnie. Może
sprawdzała, czy okno jest nadal otwarte. Prawie połowa grupy natomiast wpatrywała się
przez większość czasu w podłogę, albo w jakiś inny punkt, ewentualnie kręcąc się nerwowo
od czasu do czasu. Jedna kobieta pisała coś w notatniku, a ta w czarnej opasce, która