W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

planem. Nie mieliśmy żadnych przesłanek o podejrzeniach ze strony urzędów państwowych.
Co ty na to?
Nie czułam wprawdzie szczególnej potrzeby, by poznać kolejnych ludzi po tej dawce
znajomości, która została mi dzisiaj zafundowana, ale zgodziłam się ostatecznie, wykazując
umiarkowany entuzjazm. Byłam ciekawa, jak będzie to wszystko wyglądać i czułam coraz
mniejsze obawy przed Służbami Nadzorczymi w obliczu liczebności tego nieformalnego
stowarzyszenia i zapewnień, które oferowała mi Gizela.



  • Świetnie – kobieta uśmiechnęła się do mnie promiennie. – Przyjdź w takim razie
    około południa. O tej porze większość osób powinna być już na miejscu.
    Gizela przypomniała mi jeszcze, żebym nie mówiła nikomu o stowarzyszeniu, a
    następnie odprowadziła mnie do drzwi.

  • Wychodzisz już też? – zapytała mnie Valeria, która stała na korytarzu niedaleko
    drzwi, ubierając płaszcz.

  • Tak – potwierdziłam i kobieta zaproponowała, że możemy iść razem.

  • W którą stronę idziesz?

  • W stronę centrum – odpowiedziałam.

  • To świetnie, ja też – Valeria przypięła sobie Plakietkę na zewnętrzną stronę
    płaszcza, żeby móc go zapiąć, a ja szybko wzięłam swoją kurtkę z wieszaka, orientując się,
    że też przecież muszę się ubrać. – Ja tylko muszę skręcić w pewnym momencie w prawo, bo
    mieszkam na Moczarach, na przedmieściach, ale kawałek możemy się przejść razem.
    Zgodziłam się i zerknęłam za siebie, patrząc w kierunku kuchni. Z tego co widziałam,
    wciąż było tam parę osób i ktoś chyba zmywał naczynia, bo dochodziły mnie stuki i szum
    lecącej wody. Nie widziałam jednak nigdzie ani Sabiny, ani Tiny i Blanki. Pomyślałam
    wobec tego, że był to chyba ostatni moment, żeby podziękować za wszystko i zwróciłam się
    do Gizeli oraz Valerii, wyrażając swoją wdzięczność.

  • My też dziękujemy – odpowiedziała Gizela, chociaż nie wiedziałam za bardzo, za co
    mi dziękuje.

  • Valeria?! – usłyszałam nagle za sobą głos należący do pana Eugeniusza,
    wychodzącego teraz z kuchni i idącego w naszym kierunku, macając po drodze ścianę. –
    Valeria, jesteś tu jeszcze?

  • Tu jestem! – odpowiedziała Valeria. – Zimno wam?

  • No, trochę tak, muszę przyznać.

  • My za chwilę wychodzimy – powiedziała moja koleżanka, a pan Eugeniusz pokiwał
    na te słowa głową, wyrażając zrozumienie czy aprobatę.

  • Ja zamknę okna, jak tylko Valeria wyjdzie – zadeklarowała Gizela i zwróciła się z
    powrotem do kobiety. – Otwiera już ktoś okna na korytarzach?

  • Tak. Klaus jest na zewnątrz. Czekam na telefon.
    W pierwszej chwili nie byłam pewna, o co im chodziło, ale szybko domyśliłam się, że
    ktoś musiał chyba pootwierać okna na korytarzach przychodni, żeby Valeria mogła w ogóle
    wyjść z budynku. Moje przypuszczenia potwierdziły się, kiedy usłyszałam dźwięk dzwonka i
    Valeria odebrała telefon.

  • I co? – zapytała. – Otwarłeś już wszędzie?
    Chwila ciszy.

  • Ok, ok. Zaraz wychodzimy. Dzięki.

Free download pdf