W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

  • I co, gdzie idziecie? – zapytała Deborah. – To znaczy, wiem, gdzie ty idziesz, a
    raczej jedziesz – zwróciła się do starszej koleżanki. – A gdzie ty, Ol... Alexa?

  • Ja mieszkam na Rodowie – odpowiedziałam szybko i wyraźnie, ciesząc się, że
    wreszcie mam coś konkretnego do powiedzenia i że zostałam nazwana preferowaną przeze
    mnie wersją mojego imienia. – Siedem przystanków od ulicy Głównej.

  • A, to nie tak daleko... - stwierdziła.

  • Ale też nie blisko – dodałam.

  • Nie, blisko nie. Ja mieszkam bliżej, na Gościenicy, i szczerze mówiąc, nie
    wyobrażam sobie dojeżdżać tutaj prawie codziennie z jakiegoś dalszego zakątka miasta.
    Ucieszyłam się, że ktoś najwyraźniej miał jakieś podobne odczucia do moich.

  • Obawiam się, że mnie też może to trochę przerastać. Czy wy też macie zajęcia od
    poniedziałku do soboty o różnych godzinach?

  • Tak, mamy bardzo podobny rozkład, tyle , że my mamy zajęcia na górze, a wy na
    dole – powiedziała Deborah takim tonem, jakbym pytała o najbardziej oczywistą rzecz na
    świecie.

  • Aha, nie wiedziałam – odparłam. – A jak jest na dole? Ja jeszcze tam nie byłam.

  • Nic szczególnego – stwierdziła Valeria. – Pokoje, podobnie jak na górze... Tylko
    okien jest trochę mniej i są ulokowane bardzo nisko nad ziemią.

  • Tak, i przez to Valeria nie może mieć zajęć na dole – wyjaśniła szybko Deborah. -
    Bo jak otwieramy okna na oścież, to ludzie przechodzący obok wszystko słyszą.

  • Na początku myśleliśmy, że to dobre warunki, żeby umożliwić mi proste wejście do
    środka i nie musieć przeprowadzać tej całej operacji z otwieraniem okien za każdym razem,
    kiedy chcę się dostać do naszej bazy – wyjaśniła Valeria. – Ale co z tego, że mogłam tam
    wejść przez okno i nikt nie musiał czatować na korytarzach, skoro później musieliśmy te
    okna zamykać, bo nie chcieliśmy ryzykować, żeby ktoś nas podsłuchiwał?

  • Ja chyba wolę mieć zajęcia na górze, ale na dole też jest w porządku – dodała
    Deborah.
    Może i pod jakimś względem było w porządku, ale nie byłam zadowolona z faktu, że
    podczas naszych spotkań okna będą musiały być zawsze zamknięte, bo teoretycznie ktoś
    mógłby nas podsłuchać albo podejrzeć. I to miały być warunki dla ludzi ukrywających się
    przed ludźmi?
    Deborah zaczęła następnie opowiadać o tym, że znowu zaczynało ją wszystko
    swędzieć (kilka razy musiała się nawet zatrzymać, żeby podrapać się po nodze), o tym, co
    miała jeszcze dzisiaj do zrobienia i o tym, jak bardzo żałowała każdej zmarnowanej minuty
    swojego życia. Valeria natomiast zaczęła wysuwać różne propozycje oraz potencjalne
    rozwiązania dylematów koleżanki i obie zaczęły rozmawiać z taką zaciętością, że nie
    mogłam znaleźć chwili, żeby cokolwiek wtrącić.

  • Stój! – krzyknęła Deborah, kiedy zatrzymałyśmy się na przejściu dla pieszych.
    Światło było czerwone, ale Valeria zdążyła już wejść na jezdnię ze swoim rowerem i
    obejrzała się na nas ze zdziwieniem.

  • Przecież nic nie jedzie!

  • I co z tego? Zakaz to zakaz.
    Valeria wzruszyła ramionami i przeszła na drugą stronę jezdni, a ja zaczęłam
    dyskretnie rozglądać się, czy nie było przypadkiem w pobliżu jakichś funkcjonariuszy

Free download pdf